Władzom kolei udało się przywrócić dawny blask części największych stacji. Budynki we Wrocławiu, w Gdyni, Malborku, Przemyślu to dziś prawdziwe perełki. W wielu średnich i mniejszych miejscowościach podróżnych wciąż straszą jednak obiekty jak z horroru. Przed jednym z takich mocno zaniedbanych obiektów – w podwarszawskim Pruszkowie – pojawił się niedawno minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. W błysku fleszy mówił o rozkręcającym się programie remontów stacji kolejowych w całym kraju.
Jest to obok bezprecedensowego w historii Polski programu modernizacji linii kolejowych największe przedsięwzięcie służące przebudowie polskiej kolei – stwierdził minister.
Do 2023 r. ma być wyremontowanych łącznie 189 dworców. Na liście obiektów do modernizacji są m.in. Gdańsk Główny, Warszawa-Śródmieście czy Olsztyn Główny, ale większość to mniejsze budynki, takie jak właśnie ten w Pruszkowie. Czarny od brudu, zabytkowy gmach z lat 20. ubiegłego wieku w ciągu roku ma – za prawie 10 mln zł – odzyskać dawny blask. Oprócz funkcji typowo kolejowych (kasa, poczekalnie) pełnić będzie też kulturalne – na piętrze znajdą się biblioteka i czytelnia multimedialna. W budynkach dworcowych coraz częściej organizowane są tego typu przestrzenie, dzięki czemu są one lepiej wykorzystywane. Według Michała Stilgera z biura prasowego PKP, w latach 2016–2023 na remonty dworców trafi łącznie ok. 1 mld zł. W części środki te mają pochodzić z Unii Europejskiej, m.in. z programu Polska Wschodnia.
Reklama
Czy jednak ogłoszony program remontów rzeczywiście jest powodem do dumy? Okazuje się, że został znacznie okrojony – niemal o dwie trzecie. Jeszcze rok temu władze PKP zakładały, że do 2023 r. uda się odnowić 464 obiekty kolejowe, czyli wszystkie czynne, obecnie mówi się o około setce. Wartość wszystkich inwestycji szacowano wówczas na 3 mld zł. Ponad pół roku temu 130 dworców miało już zapewnione finansowanie, a w przypadku 230 następnych przygotowano wnioski o dofinansowanie. Ówczesne władze PKP zakładały, że środki będą także pochodzić z programu Infrastruktura i Środowisko. – W ramach tego programu znaleźliśmy prawie 1,7 mld zł, które przeznaczymy na finansowanie stacji. To będą obiekty średnie i małe lub nawet przystanki. Poprawi się też ich otoczenie, umożliwiając powstanie parkingów przesiadkowych – mówił w zeszłym roku portalowi Transport-Publiczny.pl Marek Michalski, ówczesny członek zarządu PKP.
Reklama
Od osoby związanej blisko z koleją usłyszeliśmy, że w ostatnich miesiącach przygotowania do przeobrażeń dworców spowolniły. W dużej mierze miały się do tego przyczynić cięcia kadrowe po marcowej zmianie zarządu spółki (prezesem PKP został Krzysztof Mamiński).
Skąd tak duże ograniczenie liczby obiektów przeznaczonych do remontu? – Obecny zarząd dokonał weryfikacji i wytypował grupę dworców, które zostaną przebudowane. Zależy nam na tym, aby były to dworce położone przy już zmodernizowanych lub właśnie remontowanych trasach kolejowych – twierdzi Michał Stilger z biura prasowego PKP. Dodaje, że spółce zależy na synchronizacji prac przy dworcach i na torach.
Jednocześnie przyznaje, że w biurze inwestycji oraz w innych biurach nastąpiły po zmianie zarządu zmiany kadrowe, ale określa je jako "niewielkie". – To jest rzecz normalna we wszystkich firmach i wiąże się z wytyczaniem przez zarząd celów strategicznych – mówi.
Według naszych informacji z PKP pożegnało się jednak wiele osób, które zdynamizowały wcześniej program remontowy. Jego częścią było także organizowanie konsultacji społecznych w poszczególnych miejscowościach. Dzięki temu mieszkańcy mieli mieć wpływ na to, jak zmienią się dworce w ich okolicy. Ostatnio konsultacje wyhamowały.
Czystki kadrowe w PKP były spore, bo najwyraźniej nowe władze chciały się odciąć od działań poprzedniego zarządu spółki, który ponad pół roku temu odszedł w atmosferze skandalu. Wszyscy czterej członkowie usłyszeli prokuratorskie zarzuty nieumyślnego działania na szkodę PKP. Powodem było podpisanie przez szefa spółki Mirosława Pawłowskiego i Cecylię Lachor, członka zarządu ds. operacyjnych, umowy o wartości prawie 2 mln zł z firmą Sensus na ochronę obiektów podczas Światowych Dni Młodzieży. Firma została wybrana z wolnej ręki i dodatkowo nie miała doświadczenia w takich zleceniach. Zarzuty dostali także pozostali członkowie zarządu: Marek Michalski i Michał Beim, bo razem z Pawłowskim i Lachor podjęli uchwałę dotyczącą zgody na zlecenie ochrony. Michał Beim po odwołaniu wydał oświadczenie, w którym napisał, że to on po podpisaniu przez dwóch członków zarządu umowy z firmą Sensus zlecił jej kontrolę i to właśnie jej wyniki były podstawą podjęcia śledztwa przez organy ścigania. W osobnym oświadczeniu z zarzutami nie zgodziła się pozostała trójka członków byłych władz PKP.