Od 2020 r. sfera budżetowa miałaby zostać objęta nową formą pracowniczego oszczędzania na emeryturę. Takie rozwiązanie jest zawarte w roboczej wersji projektu ustawy o Pracowniczych Planach Kapitałowych, które są jednym z najważniejszych elementów Planu Budowy Kapitału wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Chodzi nawet o 3 mln ludzi – urzędników centralnych i samorządowych, nauczycieli, pracowników ZUS, KRUS, NFZ, PAN, rządowych agencji i funduszy. Poza systemem znajdą się służby mundurowe, prokuratorzy i sędziowie, mający własne systemy świadczeń.
To bardzo dobra propozycja – mówi Małgorzata Rusewicz z Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. – Każda forma dodatkowego oszczędzania na emerytury jest dobra. Pytanie, czy ludzi na to stać – dodaje Wiesława Taranowska z OPZZ. Pracownicy budżetówki mieliby być włączeni do programu na ostatnim etapie jego wprowadzania, razem z pracownikami firm liczących poniżej 20 osób. Wcześniej będą do niego przystępować inni zatrudnieni, począwszy od tych z największych firm.
Podstawowa składka ma wynosić 2 proc. wynagrodzenia po stronie pracowników i 1,5 proc. po stronie pracodawców. To na nich spoczywałby obowiązek zapisania pracowników do PPK. Ci mogliby zrezygnować z udziału w programie, gdyby chcieli dostawać do ręki nieco wyższą pensję. Nie wiadomo, czy resort liczy się z podwyżką funduszu płac w budżetówce, by pokryć rosnące koszty po stronie pracodawcy. W trakcie emerytalnej debaty w DGP Katarzyna Przewalska z MF mówiła, że z wyliczeń resortu wynika, iż łączne koszty budżetowe objęcia pracowników sektora publicznego Planem Budowy Kapitału wyniosą około 3 mld zł.
Reklama
Konstrukcja obecnie funkcjonujących Pracowniczych Programów Emerytalnych powoduje też, że pracodawcy publiczni w zasadzie do nich nie przystępują, bo byłoby to sprzeczne z rekomendacjami resortu finansów w sprawie ograniczania wydatków.
Reklama

Pomysł włączenia tej strefy do PPK jest dobry, ale wątpliwości nie brakuje.

Projekt ustawy o Pracowniczych Planach Kapitałowych ruszy wkrótce do konsultacji i zapewne wtedy rozgorzeje dyskusja o warunkach oszczędzania i włączeniu do niego budżetówki. Wśród osób, z którymi rozmawialiśmy, panuje przekonanie, że jeśli nowy system zacznie działać, to sfera budżetowa powinna być nim objęta.

Robocza wersja projektu przewiduje, że podstawowa składka po stronie pracownika wyniesie 2 proc. wynagrodzenia, a po stronie pracodawcy – 1,5 proc. Udział w PPK ma być domyślny, czyli pracodawcy będą mieli obowiązek zapisać do PPK wszystkich pracowników, ale każdy z nich będzie mógł z tego zrezygnować.

Zatrudnieni w budżetówce to tacy sami pracownicy jak ci z sektora przedsiębiorstw. Tak długo, jak ktoś jest w tym samym systemie emerytalnym, nie widzę powodu, by był poszkodowany brakiem uczestnictwa w PPK – przekonuje były wiceprezes ZUS Marcin Wojewódka.

Nie znaczy to, że nie ma dylematów, na co zwraca uwagę prof. Marek Góra. – Musimy wziąć pod uwagę, że w praktyce oznacza to zrzucenie się przez resztę pracujących Polaków na tych oszczędzających dodatkowo w budżetówce. Na pytanie, czy to dobrze, czy źle, odpowiedź nie jest łatwa, ale podejmując decyzję, należy mieć świadomość tego faktu – mówi współautor reformy emerytalnej z 1999 r.

Pytania i wątpliwości pojawiają się, gdy w dyskusji zejdzie się na poziom rozwiązań szczegółowych. Pracownicy uczestniczący w PPK oszczędzają, zmniejszając swoją bieżącą pensję o odprowadzaną składkę. To oczywiste w przypadku oszczędzania na własną emeryturę, ale w sferze budżetowej może się pojawić oczekiwanie, by w związku z tym wzrosły wynagrodzenia. – Dobra jest każda forma oszczędzania, ale patrzymy z rezerwą na plany kapitałowe. Czy to oznacza, że pracownicy będą dopłacać z zamrożonych pensji? – zastanawia się Wiesława Taranowska z OPZZ.

Henryk Nakonieczny z Solidarności zwraca uwagę, że możliwość odliczania składki na PPK od podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne doprowadzi do zmniejszenia składek na ZUS do filara publicznego. – To żadna łaska. Jak obniży się podstawa wymiaru, obniży się kapitał w ZUS. Sam sobie przełożę z kieszeni do kieszeni – podkreśla związkowiec.

Reklama

Osobną sprawą są pracodawcy z budżetówki. Oni także będą musieli ponieść koszty składek. Pytanie, czy zostanie im to zrekompensowane wyższymi budżetami na wynagrodzenia, czy też będą musieli sobie radzić z tym, co mają.

Sytuacja będzie zapewne zróżnicowana. W innej będzie administracja centralna, która może liczyć na gest ministra finansów. Jeśli finanse publiczne będą w dobrym stanie, może zgodzić się na zwiększenie funduszy wynagrodzeń w ustawie budżetowej. Inaczej będzie w samorządach i instytucjach spoza budżetu centralnego, które będą musiały dopisać nowy wydatek, nie oglądając się raczej na budżet centralny. W nieco innej sytuacji mogą być nauczyciele finansowani z subwencji oświatowej. W tym przypadku można sobie wyobrazić jej zwiększenie, by pokryć składki ze strony pracodawców. Tworząc budżet na 2020 rok, rząd będzie miał do rozwiązania kilka problemów.

Z drugiej strony z uwagi na liczbę pracowników sfery budżetowej korzyści z ich włączenia mogą być duże. Dlatego z takim entuzjazmem podchodzą do pomysłu włączenia budżetówki do PPK przedstawiciele instytucji finansowych.

W sferze budżetowej pracuje 1,5 mln osób, a w całym sektorze publicznym ponad 3 mln. Składki od takiej liczby mogą decydować o sukcesie całego programu. Jego twórcy liczą, że będzie w nim systematycznie oszczędzać połowa zatrudnionych.

Podczas debaty emerytalnej w DGP Katarzyna Przewalska z MF powiedziała, że w długiej perspektywie, ze względu na przewidywany pozytywny wpływ na PKB, wprowadzenie PPK powinno korzystnie wpływać na finanse publiczne.

Szacujemy, że w ciągu 10 lat, przy udziale w PPK 75 proc. pracujących, oszczędności długoterminowe zgromadzone w OFE, PPE, IKZE i IKE wynoszące na koniec 2016 r. 170 mld zł, mogą się podwoić, co powinno mieć korzystny wpływ na gospodarkę – podkreśliła.

Jak wynika z naszych informacji, decyzja w sprawie wpisania projektu ustawy do wykazu prac Rady Ministrów ma zapaść do końca tygodnia. Niedawno planowano jego wejście w życie na 1 lipca 2018 r., ale jeśli proces przyjmowania ustawy się przeciągnie, ten termin może się przesunąć. Dlatego bardziej realny wydaje się początek 2019 r.