- W tej chwili nasi klienci są obsługiwani bezpośrednio przez naszych pracowników. Nie wykluczamy jednak wprowadzenia kas samoobsługowych w naszych sklepach w przyszłości – informuje Aleksandra Robaszkiewicz, PR Menedżer Lidl Polska.

Reklama

Biuro Prasowe Jeronimo Martins, spółki będącej właścicielem Biedronki, przyznaje natomiast, że sieć testuje już różnego rodzaju rozwiązania w wybranych placówkach. Nie chce jeszcze jednak dzielić się wnioskami ani zdradzać, kiedy zmiany będą wdrażane.

Największe sieci dyskontowe nie są osamotnione w swoich działaniach. Kierunek ten obierają też inne firmy handlowe, do tego nie tylko z branży spożywczej. Ostatnio Kaufland przyznał, że testuje kasy samoobsługowe w 12 sklepach i w związku z dobrymi wynikami zamierza w nie wyposażyć kolejne cztery placówki. Co więcej, na tym projekt się nie skończy. Sieć zamierza bowiem wdrażać kasy samoobsługowe w co najmniej kilkunastu marketach rocznie.

Reklama

Stawia na nie również IKEA, gdzie samodzielnie klient zapłaci już w strefie Bistro tej sieci oraz w placówkach w Bydgoszczy, Wrocławiu, Gdańsku oraz w IKEA Targówek.
- Można w nich dokonać zakupu maksymalnie 15 sztuk artykułów, a płatności dokonać kartą płatniczą, kasy nie przyjmują gotówki. Widzimy w tym rozwiązaniu potencjał, dlatego rozważamy wprowadzenie takich samoobsługowych stanowisk w kolejnych sklepach IKEA w Polsce wyjaśnia Agata Czachórska, specjalistka ds. komunikacji korporacyjnej w IKEA Retail.

Nowy standard obsługi przebija się też do sklepów Społem. Jak usłyszeliśmy w firmie Jantar, dostawcy tego rodzaju urządzeń, coraz więcej sklepów tej legendarnej polskiej sieci składa zamówienia na samoobsługowe kasy.

Reklama

Skąd takie nagłe zainteresowanie urządzeniami, za które trzeba zapłacić od 70 do nawet 500 tys. zł, czyli o kilkadziesiąt procent więcej niż za zwykłą kasę? Eksperci zauważają, że to już druga taka fala na rynku. Pierwsza miała miejsce w latach 2009-2010, kiedy to Polacy masowo wyjeżdżali do Wielkiej Brytanii, przez co pojawiły się problemy z rekrutacją na niższe stanowiska. Teraz sytuacja się powtarza - Polacy z zagranicy nie wrócili, a nowi pracownicy napływają na rynek w ilości, która nie pokrywa zapotrzebowania.

Sieci handlowe są natomiast w grupie tych pracodawców, którzy coraz dotkliwiej odczuwają brak rąk do pracy. - W I kwartale 2016 r. trudności rekrutacyjne zgłaszało 34,4 proc. firm. Obecnie ten odsetek sięga już 53,5 proc. Handel jest dziś branżą, która z jednej strony zgłasza największe niedobory kadrowe, a przy tym ma największe plany rekrutacyjne – zauważa Andrzej Kubisiak, Dyrektor Zespołu Analiz w Work Service. W handlu jest też coraz większy problem z utrzymaniem pracowników. Jedyną drogą do tego stały się podwyżki. W marcu ubiegłego roku zapoczątkowały je Lidl i Biedronka, po czym fala ruszyła w innych podmiotach.

Efekt jest taki, że dziś w Lidlu kasjerzy rozpoczynający pracę dostaną 100-150 zł więcej niż rok temu. Po podwyżkach pensja na stanowisku pracownika sklepu wynosi 2550-3300 zł brutto na start. Dla porównania mediana wynagrodzenia pielęgniarski w Polsce to 2700 zł brutto. W Biedronce z kolei kasjer-sprzedawca bez doświadczenia może liczyć na 2300 zł brutto. Taki z doświadczeniem dostanie 2600 zł brutto - więcej niż w administracji publicznej, gdzie mediana wynagrodzenia referenta to 2500 zł. Ikea natomiast od stycznia płaci swoim pracownikom nie mniej niż 20 zł brutto za godzinę, o 5 zł więcej niż w zeszłym roku. Najmniej zarabiający pracownik dostanie 3,3 tys. brutto - tyle, ile średnio zarabiają nauczyciele.

- Dzięki czterem kasom samoobsługowym, do obsługi których potrzebny jest tylko jeden pracownik na zmianę, sklep może zaoszczędzić na sześciu etatach – zauważa Arkadiusz Stachańczyk z firmy Jantar.

Tym samym, jak wyliczają eksperci, kasa samoobsługowa zwraca się w około 1,5 roku.