Występując na konferencji organizacji ABSL (Association of Business Service Leaders - Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych) Morawiecki odpowiadał na pytania korespondenta Financial Times Henry'ego Foya m.in. o wypowiedzi przedstawicieli rządu i środowisk rządzących dotyczące np. postulatu repolonizacji sektora bankowego.

Reklama

Wicepremier akcentował tu potrzebę balansowania sytuacji - poprzez np. wykorzystywanie sprzyjających okazji rynkowych. Morawiecki przypomniał, że obecnie ponad 70 proc. sektora bankowego w Polsce jest w rękach zagranicznych, a 30 proc. w polskich; czego przyczyną były brak i potrzeba kapitału po upadku komunizmu i transformacji gospodarki po 1989 r. Jak zaznaczył, celem jest, aby ten stosunek odwrócił się w perspektywie 15, może 25 lat.

W niektórych sektorach, które nie są bardzo technologiczne i związane z know how, np. w produkcji, przetwórstwie czy detalu, również w niektórych sektorach bankowości, być może to wahadło (przewagi kapitału zagranicznego - PAP) wychyliło się za bardzo w jednym kierunku. Ale będziemy działać tylko i wyłącznie, kiedy będą okazje na rynku; nie będziemy robić żadnych nacjonalizacji czy repolonizacji - zadeklarował wicepremier. Ale nie za każdą cenę. Musi to odbywać się na warunkach rynkowych - zastrzegł.

Foy pytał Morawieckiego, dlaczego sektor outsourcingowy, należący w Polsce w 95 proc. do kapitału zagranicznego może być przezeń zdominowany, a sektor bankowy już nie. Przedstawiciel rządu odpowiedział, że różne przemysły rządzą się swoimi prawami, np. przemysł obronny pozostaje zwykle w znacznej mierze w rękach krajowych, także w Polsce. Sektor bankowy jest tu gdzieś pośrodku spektrum, a usługi współdzielone czy outsourcing są w zupełnie innym jego końcu. Im więcej do Polski przychodzi kapitału od różnych biznesów tej branży, tym lepiej - uznał minister rozwoju.

Reklama

Gospodarka rośnie, chcemy mieć silnych graczy międzynarodowych, zwłaszcza w obszarach, gdzie wartość dodana jest wysoka. Jeśli chodziłoby o duży bank inwestycyjny, zrobiłbym co w mojej mocy, żeby przyciągnąć taki bank do Polski - zapewnił Morawiecki przypominając jednocześnie, że Polska jest znacznie bardziej otwarta w sektorze bankowym niż np. Francja, gdzie do krajowego kapitału należy ponad 90 proc. branży.

Morawiecki zadeklarował, że jako minister rozwoju chce, aby biznes międzynarodowy był zadowolony z warunków i otoczenia gospodarczego w Polsce. Jednocześnie jednak - zaznaczył - jest odpowiedzialny za tworzenie kapitału polskiego, który też będzie chciał wychodzić poza granice kraju.

Dopytywany przez Foya, czy nie uważa za niewłaściwy język niektórych wypowiedzi członków rządu dotyczących nacjonalizacji czy repolonizacji, Morawiecki zaznaczył, że obecny rząd składa się z nowych ludzi. Przez poprzednie 26 lat mieliśmy jeden establishment, przez następne 25 lat będziemy mieli inny - ocenił, wskazując przy tym na kwestie właściwego dotarcia się m.in. spraw komunikacji, a także na zmiany otoczenia, jak np. Brexit.

Reklama

Wicepremier podkreślił, że m.in. w tym kontekście na szczeblu europejskim Polska potrzebuje partnerskiego dialogu. Nie chcemy siedzieć cicho - nie tylko Polska, ale i wiele innych krajów, jak Węgry czy Czechy. Jesteśmy równymi krajami Unii Europejskiej i być może stąd pewne napięcia od czasu do czasu. Ale – jak wspomniałem – przez następne 25 lat pewnie się do nas przyzwyczają - powiedział.

Morawiecki za jedno ze swoich kluczowych zadań – jako ministra polskiego rządu - wskazał zmianę paradygmatów rozwoju gospodarczego. Odwołując się do myśli brytyjskiego ekonomisty Mervyna Kinga, dotyczącej problemu współczesnych nierównowag wskazał, że zmierzała ku nim także Polska.

Nie można mieć deficytu na rachunku bieżącym przez 25 lat, nie można mieć deficytu w handlu przez 25 lat – można oczywiście, ale to są nierównowagi. Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju kieruje nas ku lepszej równowadze gospodarki. Wydaje się to również ważne dla UE. Jeżeli chcemy, aby Unia integrowała się, a mój rząd również tego chce, nie możemy przesadzać w żadnym kierunku - podkreślił.

Nie możemy mieć potężnych nadwyżek na północy i ogromnych deficytów na południu; nie możemy mieć polityki monetarnej jednej dla wszystkich i harmonizować polityki fiskalnej bez transferów fiskalnych. Wydaje się więc, że nasz rząd jest bardzo proeuropejski w bardzo mądry sposób, bo jeśli przesadzi się w którąś stronę, można mieć któregoś dnia innych ludzi jako prezydentów, premierów - zdiagnozował.

Dopytywany o postulat Jarosława Kaczyńskiego wypracowania nowego traktatu europejskiego, Morawiecki zapewnił, że Polska nadal wspiera Unię Europejską. Zastrzegł jednocześnie, że np. koncepcje określające warunki optymalnego działania strefy euro warunkowały to odpowiednią konwergencją, jaka obecnie istnieje jedynie między niektórymi krajami wspólnoty.

„eśli się przesadzi, jeśli staramy się harmonizować, unifikować wszystko i harmonizować wszystkich ze wszystkimi, do bardzo głębokich poziomów, aż do społecznej i gospodarczej tkanki społeczeństw, wówczas pojawia się taka reakcja – może nawet przesadzona w niektórych krajach. Więc nasz głos jest głosem rozsądku, tak jak przez wiele lat głos Brytyjczyków był głosem rozsądku - uznał wicepremier.

Zdiagnozował też, że do niewielkiej przewagi zwolenników Brexitu mogły przyczynić się niektóre unijne propozycje, również te dotyczące np. uchodźców. Brakuje nam głosu rozsądku i pewnego złotego środka. Musimy starać się go znaleźć, bo z jednej strony mamy całkowitą dezintegrację, ale z drugiej strony mamy ekstremalne zakusy, jak budowanie jakiejś utopii, jaką są +stany zjednoczone Europy+, w którą przecież już nikt nie wierzy - ocenił.

Pytany, czy bardziej Morawiecki słucha Kaczyńskiego czy też odwrotnie wicepremier odpowiedział w Katowicach: słuchamy się nawzajem i jest w porządku