Firma szacuje, że ten rok będzie najgorszym od rekordowego w ostatnich latach 2011 r., kiedy w Polsce przejętych zostało ponad 600 firm. – Zmiany właścicieli odbywały się w okresie spowolnienia w polskiej gospodarce, które negatywnie przekładało się na wyniki finansowe firm. Ten czas mamy jednak już za sobą. Ożywienie sprawia, że mniejsze jest zainteresowanie wyprzedawaniem biznesów – komentuje Tomasz Starzyk z Bisnode D&B Polska.
To niejedyne wytłumaczenie zastoju w przejęciach. Marcin Duszyński, prezes firmy doradczej Capital One Advisers, wskazuje, że w naszej najnowszej historii gospodarczej takie transakcje najpierw napędzała przede wszystkim prywatyzacja. Potem na celowniku kupujących, głównie zagranicznych inwestorów, znalazły się firmy prywatne, które zajmowały już znaczącą pozycję w swoich branżach. Jego zdaniem obecna sytuacja to efekt m.in. zmian w zarządzaniu spółkami.
Jeszcze przed dekadą sprzedawano je szybciej, bo właścicielom wydawało się, że większej skali działalności już nie udźwigną i nie będą w stanie podołać konkurencji. Ale od tego czasu wiele się nauczyli. – Założyciele i menedżerowie coraz dłużej zachowują kontrolę nad firmami, bo coraz lepiej radzą sobie z ich rozwojem i zarządzaniem coraz większymi biznesami. W tej chwili rozmawiamy np. z kilkunastoma firmami, które w przyszłości nie wykluczają zmian właścicielskich, ale ich zarządzający na razie uważają, że są za małe, aby uzyskać satysfakcjonującą wycenę, albo jeszcze dużo mogą zrobić w biznesie samodzielnie – tłumaczy Marcin Duszyński.
Zdaniem części rozmówców "DGP" nasz rynek mógłby jednak generować znacznie więcej przejęć. Marcin Czaprowski z kancelarii Allen & Overy wskazuje, że często m.in. zagraniczni potencjalni inwestorzy sygnalizują, że co prawda polska gospodarka jest silna, ale nie jest innowacyjna i brakuje u nas biznesów, także niszowych, które mają przed sobą dobre długoterminowe perspektywy rozwoju, z szansami na ponadprzeciętne stopy zwrotu. Inna kwestia to rosnące oczekiwania właścicieli, którzy wraz z poprawą sytuacji gospodarczej podwyższają oczekiwania cenowe. Tymczasem kupujący po kilku kryzysowych latach stali się bardzo ostrożni.
Reklama
Nie bez znaczenia jest też sytuacja za naszą wschodnią granicą. Z jednej strony są firmy, które poniosły na Ukrainie i w Rosji tak duże straty, że niewykluczone, iż będą musiały sprzedać swoje biznesy w innych krajach, np. w Polsce, aby je pokryć. Niestety, z perspektywy Londynu Polska, Rosja i Ukraina bywają wrzucane do jednego worka, co może powstrzymywać inwestycje w naszym kraju – podkreśla Marcin Czaprowski.
Reklama
Jednak zdaniem szefa Capital One Advisers liczba przejęć niedługo zacznie znowu rosnąć. To dlatego, że wiele firm w najbliższych dwóch latach spodziewa się odbicia wyników i znaczącego wzrostu wartości. – To zjawisko będzie sprzyjać zwiększeniu liczby przejęć w latach 2016–2017, bo wbrew pozorom inwestorzy niechętnie kupują spółki z problemami. Wolą wyższą jakość nawet za wyższą cenę. Dodatkowo w Polsce zaczyna coraz częściej występować zjawisko braku sukcesji w biznesie, co powoduje konieczność podjęcia decyzji o sprzedaży firmy – dodaje.
A zdaniem ekonomistów przejęcia mają niebagatelne znaczenie dla gospodarki. Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, wskazuje, że przejęcia wspomagają alokację kapitału w gospodarce i sprzyjają zwiększaniu efektywności działania przedsiębiorstw. A przez to także gospodarki.
W ostatnich pięciu latach największym zainteresowaniem wśród kupujących cieszył się m.in. rozdrobniony jeszcze handel hurtowy i detaliczny. Podobnie powinno być też w tym roku, przy czym dominować będą przejęcia mniejszych sieci przez większą konkurencję. Nie wytrzymują bowiem nasilającej się konkurencji ze strony dyskontów i deflacji, która uderza w ich marże. W ten sposób zamierza rozwijać się m.in. Żabka. – Chcemy zwiększać swój zasięg działania oraz pozycję w rynku – potwierdza Jacek Spychała z Żabka Polska.
Marcin Czaprowski sporego ruchu spodziewa się też w sektorze finansowym. Na sprzedaż wystawionych jest bowiem kilka banków.
Dużo powinno się dziać również w sektorze prywatnej ochrony zdrowia. Tu wielu inwestorów widzi pieniądze, co nie dziwi, biorąc pod uwagę stan państwowego sektora ochrony zdrowia – dodaje.