Niemcy zamierzają wprowadzić dodatkowe opłaty dla starszych elektrowni węglowych. Choć plan nie jest jeszcze zaaprobowany – i nawet wewnątrz koalicji rządowej budzi kontrowersje – jego pierwsze efekty już się pojawiły. W minionym tygodniu zamiar sprzedaży posiadanych w Niemczech kopalni węgla brunatnego i opalanych tym surowcem elektrowni ogłosił szwedzki koncern Vattenfall.
Projekt niemieckiego ministerstwa gospodarki zakłada, że od 2017 r. wprowadzone zostaną ograniczenia emisji dwutlenku węgla przez elektrownie węglowe mające więcej niż 20 lat. Dozwolony limit wynosiłby 7 mln ton na każdy gigawat ich mocy w przypadku tych mających do 20 lat i stopniowo spadałby do 3 mln dla 41-letnich. Wszystko, co emitują ponadto, obłożone byłoby dodatkową karą, która w 2020 r. powinna osiągnąć poziom 18–20 euro za tonę. Ale płacona byłaby ona nie w gotówce, lecz w postaci praw do emisji CO2 nabywanych w ramach unijnego systemu handlu nimi (EU ETS), co przyniosłoby dodatkowy efekt w postaci zwiększenia popytu na nie, a tym samym wzrostu ich cen.
Propozycja jest elementem przyjętego przez rząd w grudniu ubiegłego roku planu, by do 2020 r. zmniejszyć w Niemczech emisję dwutlenku węgla o 40 proc. W stosunku do poziomu z 1994 r. Aby to się udało, poziom emisji powinien spaść o 78 mln ton, z czego na energetykę ma przypaść 22 mln. To ekwiwalent mniej więcej ośmiu elektrowni węglowych. Stąd pomysł, by za pomocą dodatkowych opłat wyeliminować z rynku najstarsze i najbardziej trujące z nich.

ZOBACZ TEŻ: Już nie tylko gaz i ropa. Tak Rosja uzależnia od siebie kolejne kraje>>>

Reklama
Ministerstwo gospodarki przekonuje, że efekty dodatkowej opłaty nie będą zbyt odczuwalne dla konsumentów, bo cena kilowatogodziny zwiększy się zaledwie o 0,2 eurocenta. Nie zmienia to faktu, że pomysł budzi spore kontrowersje. Wielu polityków chadecji obawia się, że wpłynie to negatywnie na klimat inwestycyjny w Niemczech i dochody podatkowe.
Z kolei firmy energetyczne ostrzegają przed likwidacją miejsc pracy – RWE mówi, że w całym sektorze oraz W firmach podwykonawczych dotknie to nawet 70 tys. osób. Z tego też powodu wątpliwości mają nawet politycy SPD (której przypadło ministerstwo gospodarki) w landach, gdzie duże znaczenie odgrywa węgiel brunatny, jak Nadrenia Północna-Westfalia czy Brandenburgia.
Powstaje wreszcie pytanie o zastąpienie energii z zakładów, które miałyby zostać zamknięte, szczególnie że do 2022 r. Niemcy zamierzają zakończyć wycofywanie się także z energetyki jądrowej. – Rezygnacja z krajowego węgla brunatnego oznacza, że oddajemy się w ręce zagranicznych dostawców gazu, co powinno ucieszyć zwłaszcza Rosję – ironizuje chadecki premier Saksonii Stanislaw Tillich.
Analitycy rynku nie mają zaś przekonania co do skuteczności propozycji, zwłaszcza że koszty praw do emisji CO2 są obecnie niskie. – Mam wątpliwości, czy w ogóle ona zmniejszy emisję, ponieważ część elektrowni zdecyduje się na zakup praw i będzie działała dalej – uważa Jan Frommeyer, analityk z ICIS Tschach Solutions.
Tymczasem nie czekając na ostateczny los projektu (jego przyjęcie ma nastąpić do końca roku), szwedzki Vattenfall ogłosił, że zamierza całkowicie wycofać się z węgla brunatnego w Niemczech. Powodem jest to, że ta część działalności przynosi duże straty, ale też wpływ na decyzję ma też nieprzychylny klimat w Niemczech dla węgla w ogóle.
Poza ewentualnym wzrostem ceny praw do emisji – raczej niewielkim – niemiecki pomysł nie będzie miał bezpośredniego przełożenia na inne kraje UE. Jednak nie można wykluczyć, że za jakiś czas Berlin, który chce być liderem w przechodzeniu na odnawialne źródła energii, będzie forsował rozszerzenie go na całą Unię.

Energiewende, czyli niemiecka transformacja energetyczna

Choć pierwsze wezwania do rezygnacji z energetyki jądrowej oraz opartej na paliwach kopalnych pojawiły się w Niemczech już w latach 80. zeszłego wieku, dopiero w ostatnich latach stało się to oficjalnym programem rządowym. Dokument określający główne cele Energiewende, czyli transformacji energetycznej, został przyjęty przez rząd w 2010 r., a w następnym roku zatwierdzony przez parlament. Według jego założeń do 2050 r. emisja dwutlenku węgla ma spaść o 80–95 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r., udział energii ze źródeł odnawialnych powinien wzrosnąć do 60 proc., zaś wydajność energetyczna – o 50 proc.
Udział odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym Niemiec systematycznie rośnie, bo o ile w 1999 r. odpowiadały one za 5 proc. wytwarzanej energii, w zeszłym roku było to już 26,2 proc., co oznacza udział zauważalnie większy, niż wynosi średnia dla krajów OECD (18 proc.). Najważniejsze z OZE są w Niemczech wiatr (9,1 proc.), a następnie biomasa, energia słoneczna i wodna. Łączny udział źródeł odnawialnych jest już większy niż najważniejszego z pozostałych źródeł, czyli węgla brunatnego (25,4 proc.). Resztę bilansu energetycznego tworzą węgiel kamienny (17,8 proc.), energia atomowa (15,8 proc.), gaz ziemny (9,5 proc) oraz pozostałe (5,3 proc.). Niemiecki rząd przyznaje jednak, że rezygnacja w tym samym czasie z energetyki jądrowej (wszystkie elektrownie mają zostać zamknięte do 2022 r.) i tej opartej na węglu może być zadaniem niewykonalnym.