Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała nam, że scenariuszami na wypadek wyjścia Grecji ze strefy euro zajmuje się resort finansów i szef doradców politycznych premier Ewy Kopacz. Zapytaliśmy o to także Narodowy Bank Polski.
Najpoważniejsze konsekwencje i konieczność najsilniejszej reakcji zakłada najbardziej czarny scenariusz wyjścia Grecji ze strefy euro i rozpadu strefy. Ale jest on też uznawany za najmniej prawdopodobny. W takim przypadku moglibyśmy mieć powtórkę sytuacji z lat 2008–2010: Gwałtowne osłabienie waluty, zawirowania na rynkach finansowych, rosnące ceny papierów skarbowych, a w skrajnym przypadku znana z czasów światowego kryzysu utrata zaufania na rynku bankowym.
Z punktu widzenia rządu podstawowym instrumentem reakcji byłaby w takim przypadku elastyczna linia kredytowa (FCL) z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. – Ona daje możliwość finansowania, gdyby sytuacja na rynkach finansowych miała się nagle pogorszyć. Choć ostatnio obniżyliśmy limit tej pożyczki, to w razie potrzeby można go podwyższyć. Na szczęście obecnie sytuacja jest dobra, o czym świadczy rekordowo niska rentowność naszych obligacji – mówi Jacek Rostowski, szef doradców politycznych premiera. Obecnie rentowność polskich 10-letnich obligacji wynosi ok. 2 proc. w porównaniu z 6 proc. kilka lat temu.
Reklama
Limit FCL to dziś nieco ponad 22 mld dolarów. – To pieniądze, które wystarczą na kilka miesięcy. A niepokoje moim zdaniem potrwają kilka tygodni, najwyżej miesięcy. Mała Grecja nie może zachwiać całym kontynentem – podkreśla Ludwik Kotecki, główny ekonomista w resorcie finansów. W przypadku krócej trwających zawirowań wystarczy wstrzymanie się resortu finansów ze sprzedażą naszych papierów dłużnych.
Reklama
Według naszych rozmówców w przypadku kłopotów na rynku międzybankowym istotną rolę miałby do odegrania Narodowy Bank Polski, dostarczając płynności. Jednak czarny scenariusz jest uznawany za mało prawdopodobny, także z tego powodu, że takiej destabilizacji będzie się starał zapobiec Europejski Bank Centralny.
Zdaniem ekspertów możliwe są przejściowe niepokoje wynikające z przebiegu negocjacji z Grecją. To może oznaczać deprecjację euro, której towarzyszy osłabienie złotego, ale to zwiększa jednocześnie konkurencyjność naszego eksportu. Zresztą skala takich przejściowych zaburzeń nie powinna być duża. Ludwik Kotecki zwraca uwagę, że rynki pod wypływem zaburzeń w strefie euro sprzed czterech lat przyzwyczaiły się do stanu niepewności, więc nie reagują już tak nerwowo jak niegdyś.
W wyjście Grecji ze strefy euro nie wierzy Andrzej Raczko, członek zarządu Narodowego Banku Polskiego. Jego zdaniem byłby to „czarny łabędź”, czyli realizacja bardzo mało prawdopodobnego scenariusza. – Taka decyzja nie leży w interesie Grecji i rządzącej nią Syrizy z prozaicznych powodów: obywatele Grecji nie chcieliby zarabiać i trzymać oszczędności w nowej walucie, która od razu gwałtownie straciłaby na wartości wobec euro. A strefie euro nie powinno zależeć na wykluczeniu Grecji ze swego grona ze względów politycznych. To stwarza duże szanse na zawarcie kompromisu – mówi Raczko.
Bardziej prawdopodobny od czarnego scenariusza jest zdaniem naszych rozmówców jakiś rodzaj ugody między Brukselą (a raczej Berlinem) i Atenami. – Jeśli dojdzie do porozumienia, to bez względu na to, czyje ustępstwa będą większe – Grecji czy Niemiec – sytuacja powinna się uspokoić. Na dłuższą metę jednak może to zachęcić kolejne kraje mające kłopoty zadłużeniowe do pójścia w ślady Grecji. Stąd kluczowa jest szybka odbudowa wzrostu w Europie, bo on bardzo pomaga radzić sobie z takimi kłopotami – podkreśla Ludwik Kotecki.
A Andrzej Raczko uważa, że nawet gdyby grecki rząd nie postawił na swoim – czyli nie uzyskał częściowego umorzenia długu i zgody na złagodzenie polityki fiskalnej – to dla Polski nie ma to bezpośredniego znaczenia. – Będzie to oznaczało wysokie ryzyko dla dalszych spłat greckiego długu, ale ponieważ prywatny sektor finansowy poza Grecją niewiele go posiada, to nie ma to istotnego znaczenia dla funkcjonowania rynków finansowych. Czynniki ryzyka związane z Grecją rynki już wcześniej zdyskontowały. Oczywiście w przypadku notowań greckich obligacji mamy do czynienia z zawirowaniami, ale nie przenoszą się one np. na kraje emerging markets – uważa.