Dorota Kalinowska: Zwykle taka możliwość jest określona jako wakacje kredytowe. Warto z niej korzystać w razie kłopotów finansowych? Czy może rozejrzeć się za innymi?

Halina Kochalska: Warto, ale trzeba pamiętać, że chodzi o czasowe zawieszenie spłaty raty lub wyłącznie odsetek na jeden lub kilka miesięcy, a nie ich uniknięcie. Dodatkowo, najczęściej taka możliwość istnieje raz do roku, a bank ogranicza liczbę przerw w całym okresie spłaty – z reguły z wakacji kredytowych możemy skorzystać maksymalnie trzy- cztery razy.

Reklama

Poza tym, niespłacona w terminie kwota przeważnie powiększa zadłużenie i przekłada się na wzrost pozostałych rat, a to może już rodzić problemy. Dlatego wakacje kredytowe są dobrym rozwiązaniem tylko w przypadku chwilowych i niedużych trudności finansowych. Bo lepiej jest zawiesić spłatę raty kredytu niż w ogóle jej nie płacić.

Ale można przecież wydłużyć okres kredytowania o długość trwania wakacji i tym samym uniknąć podwyżki raty….

Tak, jest to możliwe. Trzeba mieć jednak na uwadze, że wiąże się to z koniecznością podpisania odpłatnego aneksu do umowy.

Reklama

Skoro nie zawsze dobrym rozwiązaniem są wakacje kredytowe, to na co by się Pani sama zdecydowała?

Jeśli nie dopuściłam do opóźnień w spłacie raty, to mam dość duży wybór – bo jeszcze wtedy moja pozycja negocjacyjna jest mocna. Mogę z podniesioną głową rozmawiać z bankiem o przedłużeniu okresu spłaty, który może się zresztą okazać najprostszym pomysłem. Dlaczego? 10 tys. zł, z 16 proc. rzeczywistym oprocentowaniem, spłacane przez rok da ratę 907 zł, a przez dwa lata - 490 zł. Spada rata, a wraz z nią ryzyko, że przestanę obsługiwać kredyt.

Reklama

Mogę też na korzystniejszych warunkach przenieść kredyt do konkurencji. Obecnie banki w zamian za gotowość otwarcia konta, na które będzie wpływało wynagrodzenie gotowe są na różnego rodzaju ustępstwa. A jeśli kredytów jest więcej, sposobem na poprawę sytuacji jest też połączenie wszystkich w jeden rozłożony na dłuższy termin.

Raz, że uporządkuje się w ten sposób sytuację i opanuje liczne płatności, a dwa zmniejszy wartość łącznych rat. Aby ten zabieg się powiódł ważne jest, aby przed pójściem po kredyt konsolidacyjny nie mieć już w Biurze Informacji Kredytowej noty o opóźnieniach w spłacie - wówczas chętnych do pożyczenia nie będzie. Trzeba się też wykazać asertywnością i odmówić podwyższenia kwoty kredytu, z czym z pewnością się spotkamy.

Ile łącznie będzie Pani rozważała rozwiązań?

Około dziesięciu, jeśli dobrze policzyć. Na pewno z ołówkiem w ręku przemyślę wszystkie wydatki i skreślę te niekonieczne. Będę też pamiętać, że w razie finansowych tarapatów nie mogę ograniczać się wyłącznie do patrzenia na zobowiązania i wydatki. Zastanowię się, czy choćby przejściowo nie mam możliwości zarobienia dodatkowych pieniędzy.

Być może sprzedam niepotrzebne rzeczy na portalach aukcyjnych. Ewentualnie spieniężę cenne przedmioty, jeśli jakieś mam. Warto ratować się przed wzrostem zaległości do poziomu, z którym trudno będzie sobie poradzić - i to także dlatego, że informacje o opóźnieniach w spłacie zadłużenia trafiają do Biura Informacji Kredytowej i widnieją tam przez pięć lat od chwili zamknięcia kredytu, z którym były problemy.

Jakimi innymi sposobami mogę się jeszcze ratować, jeśli nie starcza mi na ratę kredytu?

Być może dobrym rozwiązaniem będzie wycofanie się z ubezpieczeń do kredytu. W zależności od tego, jak zostały opłacone - z góry czy też pobierane są z każdą ratą – albo można dostać zwrot za niewykorzystany okres, albo mieć z tego tytułu niższą ratę. Kwoty potrafią być całkiem spore, w jednym z banków przy 12 tys. zł pożyczonych na pięć lat składka ubezpieczeniowa sięga 2,6 tys. zł.

Generalnie, jeśli już kupujemy ubezpieczenia, to należy poświęcić im nieco uwagi i wczytać się w warunki ubezpieczenia. Płacąc za ubezpieczenie na wypadek utraty pracy trzeba np. pamiętać, że zadziała ono tylko wtedy, jeśli zwolni nas pracodawca, a nie gdy podpiszemy rozwiązanie umowy za porozumieniem stron.

Mam przejściowe problemy finansowe po wydatkach związanych z urlopem i zakupach do szkoły. Które z rozwiązań jest dla mnie najmniej obciążające?

Do sposobów na chwilową ulgę mogę też dołączyć wykorzystanie limitu kredytowego w ROR-ze. Ten z reguły jest niskoprocentowy i odsetki naliczane są tylko wtedy, gdy faktycznie na koncie jest minus. Wpływ wynagrodzenia może sprawić, że przynajmniej przez jakiś czas bank nie będzie pobierał odsetek. Na skorzystanie z takiego rozwiązania trzeba jednak z bankiem podpisać umowę i zapłacić za rok korzystania z limitu około 2 proc. prowizji.

Mogę więc wtedy oddać pożyczkę lub spłacić ratę kredytu, które są bardziej kosztowane i żyć tylko na limicie, oczywiście przez pewien czas. W ten sposób oddalę też widmo zepsucia historii kredytowej.

Może pomoc firmy oddłużeniowej?

Zdecydowanie odradzam. Zaproponuje pomoc w rozwiązaniu problemu, za co weźmie spore pieniądze. W rzeczywistości wyśle do banku list ze sztampowym zwrotem: proszę o zrestrukturyzowanie kredytu. Gdy bank to zignoruje rozłożą ręce i powiedzą, że zrobili wszystko co możliwe i "Przykro im, że nie wyszło".

A w przypadku bardzo poważnych problemów, co robić? W grę wchodzą naprawdę duże kwoty.

Jeśli kwoty są naprawdę duże, a mamy nieruchomość, można także zastanowić się nad skorzystaniem z pożyczki hipotecznej.

W pożyczce hipotecznej bank pożycza pieniądze na dowolny cel tak, jak w pożyczce gotówkowej. Ze względu na to, że ma zabezpieczenie w postaci nieruchomością, pieniądze te są o wiele tańsze.

Na co szczególnie zwrócić uwagę? Co muszę o niej wiedzieć?

Ważne, aby hipoteka nie była obciążona. Jeśli jakiś bank jest już wpisany do księgi wieczyste, to pozostaje spróbować w nim dopożyczyć pieniądze, może się zgodzi.

Poza tym zabezpieczenie w postaci nieruchomości wiąże się z większymi formalnościami i dodatkowymi wydatkami, których nie ma przy zaciąganiu innych kredytów konsumpcyjnych. Jak choćby wycena nieruchomości, wpis do księgi wieczystej, a później ubezpieczenie tej nieruchomości. Dlatego jest to dobre rozwiązanie przy wyższych kwotach i gdy ktoś chce spłatę rozłożyć naprawdę na długi okres – to są pożyczki, które mogą trwać nawet 30 lat. Ich roczne oprocentowanie to obecnie jedynie 5-6 proc., plus prowizja ok. 2-3 proc.
Przy 50 tys. zł pożyczki na 10 lat, przeciętna rata tej gotówkowej wyniesie ok. 750 zł, podczas gdy hipotecznej - ok. 550 zł.

A co jeśli nie mam żadnej nieruchomości?

Wtedy trzeba negocjować. Najlepiej udać się do oddziału, w którym podpisywaliśmy umowę kredytową i pisemnie przedstawić swoją sytuację. Dobrze jest taką prośbę uzasadnić np. zwolnieniem z pracy, opinią lekarza o niezdolności do pracy. Trzeba jednak pamiętać, że rolą banków nie jest umarzanie kredytów.

Negocjacje najlepiej rozpocząć jak najszybciej, choćby dlatego, że część banków nie ma rozbudowanych działów windykacji i po upływie 60-kilku dni od terminu spłaty raty kredytu konsumpcyjnego oddaje jego windykację w ręce specjalistycznych firm.

W końcowym etapie kredyt i tak, i tak zostanie sprzedany do firmy windykacyjnej.

Pocieszeniem może być tu fakt, że firmy windykacyjne są elastyczne i nie narzucają swoich reguł, lecz wspólnie z klientem po przeanalizowaniu jego możliwości ustalają plan spłaty. Niektóre potrafią później też kredytować swoich rzetelnych klientów. Podkreślam, czy to z bankiem, czy z windykatorem rozmowę dobrze jest podjąć od razu. Oszczędzi to nerwów i dodatkowych kosztów wynikających z kolejnych telefonów, pism czy wizyt.

Mówiąc krótko, nie ma co zamiatać problemu pod dywan, tylko zdecydować się na odważne ruchy. Już podczas podpisywania umowy z bankiem szczegółowo wypytać o możliwości zawieszenia spłaty rat i sposoby ich wykorzystania. Pamiętając o tym można będzie w porę zareagować zanim problemy się spiętrzą.

Halina Kochalska jest ekspertem Open Finance