Łotwa wraz z początkiem roku stała się czwartym państwem Europy Środkowo-Wschodniej, w którym używane jest euro. Teoretycznie wszyscy nowi członkowie Unii Europejskiej zobowiązali się do przyjęcia wspólnej waluty, jednak poza Litwą, planującą wejście do strefy euro w przyszłym roku, kolejnych kandydatów na razie nie widać.
Jeśli ktoś liczył, że Czechy, mając teraz i prezydenta, i premiera wywodzących się z bardziej prounijnej socjaldemokracji, zmienią swoje stanowisko w sprawie euro, to szybko się rozczarował. Nowy, zaprzysiężony w piątek, premier Bohuslav Sobotka oświadczył, że kwestia wejścia do strefy euro nie będzie priorytetem jego rządu. – Nie jest możliwe przyjęcie euro, gdy ludzie tego nie chcą. Nie chcemy ustalać daty wejścia bez szerokiego porozumienia, w tym nawet z partiami opozycyjnymi – powiedział w zeszłym tygodniu. Rzeczywiście, ze wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej to właśnie w Czechach poparcie dla euro jest najniższe. Według listopadowego sondażu Eurobarometru unijną walutę popiera 26 proc. pytanych, przeciwnych jej przycięciu jest 70 proc.
Na Litwie wprawdzie przeciwnicy euro też mają przewagę, ale nie jest ona aż tak duża (49 proc. przeciw euro, 40 proc. – za), poza tym może się to odwrócić, jeśli Litwini zobaczą, że zamiana łata na euro na Łotwie odbywa się bezboleśnie. W przededniu wejścia do strefy euro większość Łotyszy też była temu niechętna, z kolei mieszkańcy Słowenii, Słowacji i Estonii, które w minionych latach przyjęły euro, dziś należą do największych jego entuzjastów w całej Unii.
Spośród państw Europy Środkowo-Wschodniej, które jeszcze nie używają euro, największe poparcie dla wspólnej waluty jest w Rumunii i Chorwacji (odpowiednio 58 i 57 proc.). Chorwacja przed wejściem do UE deklarowała, że jej celem jest także jak najszybsze przyjęcie euro, problem w tym, że nie spełnia kryteriów członkostwa, a głęboki kryzys gospodarczy, w którym się znajduje, ją jeszcze od tego oddala. Najbardziej optymistyczny termin to rok 2019. Rumunia według zeszłorocznego raportu miała zbyt wysoką inflację, nie mówiąc już o tym, że nie spełnia na razie warunku dwuletniego uczestnictwa w mechanizmie ERM II. Zresztą w zeszłym roku rząd w corocznym raporcie na temat konwergencji po raz pierwszy nie wymienił żadnej docelowej daty przyjęcia euro, a premier Victor Ponta mówi, że mało prawdopodobne, by stało się to przed latami 2019–2020.
Reklama
Te same daty wymieniane są w kontekście Węgier i Polski. Oba kraje też na razie nie spełniają kryteriów. Poza tym w przypadku obu z nich są też dodatkowe przeszkody. Ze względu na napięte stosunki z Brukselą węgierski premier Viktor Orban jest niechętny oddawaniu Unii kolejnej cząstki suwerenności, z kolei w Polsce brak poparcia społecznego dla przyjęcia euro powoduje, że i rząd, i szczególnie opozycja mówią o odłożeniu sprawy na bliżej nieokreśloną przyszłość. Najbliżej euro jest Bułgaria, która spełnia wszystkie kryteria poza dwuletnim członkostwem w ERM II. Szybkie wejście Sofii do strefy euro utrudnia jednak chaos polityczny w kraju i mało prawdopodobne jest, by mający małe poparcie społeczne rząd podjął tak newralgiczną decyzję. Wygląda zatem, że po wejściu do strefy euro Litwy na następne rozszerzenie trzeba będzie poczekać kilka lat.
Reklama