Kraje byłego ZSRR stanęły w obliczu kryzysu zadłużenia. Ich wierzycielem nie są jednak – jak w przypadku południa UE – banki czy fundusze inwestycyjne tylko Gazprom.
Zadłużenie krajów byłego ZSRR względem Gazpromu wzrosło w ciągu ubiegłego roku do rekordowych pułapów i osiągnęło 6,4 mld dol. Jest to o 36 proc. więcej niż w 2010 r. – wynika z danych dziennika "Wiedomosti", który przedrukował biuletyn dla inwestorów Gazpromu.
Długi byłych republik radzieckich stanowią trzecią część rocznej wartości ich importu surowca (ok. 21 mld dol.). Rekordy bije Mołdawia. Jej zadłużenie wzrosło do 2,9 mld dol. – trzykrotnie więcej, niż wynosi wartość jej rocznych zakupów rosyjskiego gazu. Aż 90 proc. zadłużenia to wina separatystów z Naddniestrza, którzy nie płacą Rosjanom za gaz od pięciu lat. Mołdawia, na której formalnie wisi dług, nie może jednak pozbyć się zobowiązań Tyraspola. W ten sposób rząd w Kiszyniowie potwierdziłby niezależność prorosyjskiego terytorium, które odłączyło się od kraju na początku lat 90.
Gazpromowi odpowiada status quo. Mołdawia w końcu będzie musiała zacząć płacić za Naddniestrze swoimi aktywami – mówi w rozmowie z DGP Michaił Krutichin z moskiewskiego ośrodka RusEnergy. Pierwsze kroki już zrobiono. Pod koniec grudnia władze w Kiszyniowie zdecydowały o przekazaniu w ręce Mołdowagazu, w połowie należącego do Gazpromu, m.in. wartych 85 mln dol. gazociągów.
Reklama
Drugi największy dłużnik Rosjan to Ukraina. Długi Naftohazu w 2011 r. wzrosły do 2,2 mld dol. – co stanowi 18 proc. wartości całego importu surowca. Kijów płaci Gazpromowi jedną z najwyższych cen w Europie. Tegoroczna średnia cena za rosyjski gaz wyniesie 440 dol. – o kilkadziesiąt dolarów więcej, niż przewiduje ukraiński budżet (416 dol. za 1000 m sześc). Moskwa wie, że zaporowe ceny gazu postawiły Ukraińców pod ścianą. Kijów dostanie zniżkę, jak odda Gazpromowi kontrolę nad infrastrukturą gazową i dołączy do promowanej przez Kreml unii celnej z Białorusią, Kazachstanem i Rosją – komentuje w rozmowie z DGP Igor Burakowski, szef kijowskiego Instytutu Badań Gospodarczych i Politycznych Konsultacji.
Reklama
W najbardziej komfortowej sytuacji znajduje się Białoruś. Jej dług wobec Gazpromu wyniósł niecały 1 mld dol. Od początku roku Mińsk płaci Rosjanom za gaz o 30 proc. mniej (w tym roku cena wyniesie zaledwie 165 dol. za 1000 m sześc.). Nie ma jednak nic za darmo. Korzystniejsze warunki Białorusinom udało się zdobyć po tym, jak w listopadzie 2011 r. w ręce Gazpromu została przekazana całość udziałów w operatorze Biełtransgaz.
Straty na białoruskim rynku Rosjanie wyrównają za pomocą swojego sojusznika na Kaukazie – Armenii. Jak podał ormiański portal Tert.am, Gazprom podniesie w październiku Erewanowi cenę na swój surowiec z obecnych 180 dol. do 280 dol. za 1000 m sześc. Od stycznia przyszłego roku Armenia zapłaci już 320 dol.
Dotychczas Erewanowi udawało się utrzymywać niskie ceny na rosyjski surowiec, bo sprawnie płacił za gaz udziałami w swoim operatorze gazowym – uważa Krutichin. Od momentu założenia ArmGazPromu w 1997 r. udziały ormiańskich władz w firmie zmniejszyły się o połowę. Tym razem podniesienia cen gazu nie da się uniknąć – mówi nam Aleksandr Iskandarian z ormiańskiego Instytutu Kaukazu. Władze rozważają oddanie Gazpromowi pozostałych 20 proc. akcji koncernu, żeby tylko odwlec moment podwyżek do marca 2013 r., gdy miną wybory prezydenckie w kraju – dodaje.