Banki i firmy windykacyjne zachęcone niższą o 1/4 opłatą sądową oraz brakiem konieczności przedstawiania dowodów zaczęły składać do e-sądów pozwy, których nie mogłyby złożyć w postępowaniu tradycyjnym.
Sądy rejonowe, do których w końcu trafia sprawa, najczęściej nie wzywają do uzupełnienia opłaty, bo źle skonstruowane przepisy im na to nie pozwalają. – Istnieje niebezpieczeństwo, że instytucje finansowe w celu skorzystania z przywileju obniżonej opłaty mogą kierować do e-sądu pozwy, które nie nadają się do rozpoznania w elektronicznym postępowaniu upominawczym – przyznaje Wioletta Olszewska z Ministerstwa Sprawiedliwości. I zdradza, że resortowa komisja kodyfikacyjna przygotowuje już projekt nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, który naprawi błędy.
W dodatku firmy windykacyjne próbują tą drogą dochodzić roszczeń, które już się przedawniły, a nawet takich, których nie byłyby w stanie udowodnić przed tradycyjnym sądem. Liczą na to, że druga strona nie zorientuje się, że roszczenie się przedawniło, i nie będzie się na to powoływać. W takim wypadku e-sąd wyda nakaz zapłaty, który będzie stanowił podstawę do prowadzenia egzekucji.
Efekt jest taki, że elektroniczne postępowanie upominawcze, zamiast odciążyć wymiar sprawiedliwości, zawaliło sądy rejonowe bezsensowną pracą. W niektórych nawet 90 proc. spraw kierowanych z e-sądów z powodu przedawnienia w ogóle nie trafia na wokandę. – Wykonujemy tylko mnóstwo papierkowej roboty – skarżą się sędziowie. A przecież e-sąd miał być remedium na bolączki sądownictwa: chwalony za szybkość, prostotę i skuteczność postępowania był oczkiem w głowie byłego i obecnego ministra sprawiedliwości.
Reklama
Więcej na www.gazetaprawna.pl
Reklama