Sypią się kolejne plany inwestycyjne Gazpromu. Rosyjski koncern ma problemy z dopięciem kluczowych projektów, takich jak South Stream czy eksploatacja złóż na Morzu Barentsa. Uruchomiony dwa miesiące temu Gazociąg Północny, którym rosyjski gaz płynie do Europy Zachodniej z pominięciem Polski, to jedyny zrealizowany w ciągu dekady wielki projekt Gazpromu, którego celem była ekspansja w kierunku europejskim. Zdaniem Michaiła Korczemkina, szefa East European Gas Analysis, powstanie nowego rurociągu nie świadczy jednak o odbudowie wpływów w Europie, lecz jest jedynie echem dawnej świetności.
„Porozumienie w sprawie budowy Nord Streamu z niemieckimi partnerami, BASF i E.On, było podpisane w czasach europejskiej prosperity Gazpromu. W 2005 roku konsumpcja gazu w Unii Europejskiej osiągnęła historyczne maksimum. Eksperci zapowiadali rekordowe ceny gazu – nawet 1000 dol. za 1000 m sześc. Prognozy wróżyły dalszy wzrost zapotrzebowania na surowce wydobywane przez Gazprom” – czytamy na blogu Korczemkina.
Tymczasem w ciągu sześciu lat, jakie minęły od momentu podpisania porozumienia do uruchomienia pierwszej nitki gazociągu, światowy rynek gazu stanął do góry nogami. Kardynalne zmiany nastąpiły w efekcie amerykańskiej rewolucji łupkowej i LNG. Dzięki szybkiemu rozwojowi technologii wydobycie łupków za oceanem w 2009 roku osiągnęło takie rozmiary, że z czołowych importerów, którymi dotychczas byli Amerykanie, Stany Zjednoczone zamieniły się w eksportera gazu. W rezultacie przeznaczony dla Ameryki bliskowschodni LNG (gaz w postaci płynnej) trafił do Europy, a nadpodaż obniżyła cenę surowca.
Niekorzystne dla Gazpromu warunki utrzymały się także w 2011 roku. Europa wciąż jest przeładowana gazem. Nadpodaży nie rozładowało ani zwiększone zapotrzebowanie na gaz w wyniku trzęsienia ziemi w Japonii, ani wypadnięcie z rynku Libii, jednego z kluczowych eksporterów, w rezultacie wojny domowej i obalenia Muammara Kaddafiego. W ubiegłym roku eksport Gazpromu ledwie przekroczył poziom z 2010 roku, najgorszy od pięciu lat, i osiągnął 150,3 mld metrów sześc. gazu. Jak szacuje Reuters, zmian nie należy oczekiwać także w tym roku – europejska nadpodaż osiągnie 60 mld metrów sześc.
Reklama
Tymczasem uruchomienie gazociągu pod Morzem Czarnym, którym gaz z Rosji miałby płynąć do Europy z pominięciem Ukrainy, a także trzeciej, a nawet czwartej nitki Nord Streamu, zwiększyłoby moc przesyłową Rosjan do Europy do 318 mld m sześc. gazu. To dwukrotnie więcej, niż Gazprom sprzedał do Europy w rekordowym 2007 roku. Realizacja tych kosztujących dziesiątki miliardów dolarów inwestycji byłaby nonsensem. Opisywana nadpodaż gazu w Europie spowodowała, że w tym roku przesył błękitnego paliwa nowo oddanym rurociągiem bałtyckim, zamiast zapowiadanych 55 mld m sześc., osiągnie zaledwie 10,4 mld.
Reklama
Rosjanie mają też trudności z rozpoczęciem eksploatacji niezwykle zasobnych złóż sztokmanowskich na Morzu Barentsa. Pod koniec grudnia udziałowcy rosyjsko-francusko-norweskiego konsorcjum przesunęli podjęcie ostatecznej decyzji inwestycyjnej na marzec. Zachodni udziałowcy, dysponujący w sumie 49 proc. udziałów, domagają się najpierw od władz na Kremlu gwarancji przyznania ulg podatkowych.
Niewypałem okazały się także plany Gazpromu związane z podbiciem rynku azjatyckiego. Światła dziennego nie ujrzy gazociąg ałtajski, którym gaz z zachodniej Syberii miał popłynąć do Chin już w ubiegłym roku. Pekin od siedmiu lat nie godzi się na propozycje cenowe Gazpromu, preferując dwukrotnie tańszy gaz z coraz silniej infiltrowanej Azji Środkowej, Australii oraz Bliskiego Wschodu.
Szefostwo Gazpromu zdaje sobie sprawę z nadciągających problemów ze zbytem. Mimo osiągnięcia 750 mld rubli (80 mld zł) zysku w 2011 r. plany inwestycyjne na 2012 rok zostały ograniczone o 30 proc.