Szara strefa napędza światową gospodarkę. Ta zmora w czasach prosperity jest buforem ochronnym w czasach kryzysu – uznali analitycy OECD i Deutsche Banku.
Mieszkańcy Nigerii mogą liczyć na ledwie kilka godzin prądu ze źródeł komunalnych dziennie. A i to nie wszędzie. Dostawy do najodleglejszych prowincji są możliwe tylko dzięki takim zapaleńcom jak David Obi. Rzutki przedsiębiorca 4 lata temu skontaktował się z chińską firmą i zaczął sprowadzać tanie, napędzane ropą prądnice. Tyle że o współpracy z zagraniczną spółką nie zawiadomił fiskusa i nie zapłacił podatku. Gdyby spróbował, natknąłby się na mur okraszonej korupcyjnymi oczekiwaniami urzędniczej nieudolności. Nielegalna przedsiębiorczość bywa jedyną szansą na rozwój dla afrykańskich państw, zżeranych przez biurokrację.
Poza Davidem Obim w szarej strefie pracuje 1,8 mld ludzi na świecie. Ponad połowa populacji w wieku produkcyjnym. Wartość dóbr i usług wytworzonych poza oficjalną gospodarką – głównie w handlu – wynosi już 10 bln dol. (dla porównania PKB USA – 14 bln dol.). Szara strefa rozrasta się z roku na rok. Zgodnie z prognozą OECD za 10 lat na czarno będzie pracować 75 proc. mieszkańców globu w wieku produkcyjnym.
Zszarzenie gospodarki jest też problemem regionów wysoko rozwiniętych. Od 2008 r. do wzrostu szarej strefy doszło we wszystkich państwach grupy PIIGS. Tylko w Grecji wskaźnik ten osiągnął w 2010 r. 25,4 proc. (o 1,1 pkt proc. więcej niż dwa lata wcześniej). Według firmy konsultingowej A.T. Kearney w tym roku wartość czarnego rynku w Europie (bez przestępczych form działalności, jak handel bronią czy narkotykami) osiągnie 2,2 bln dol., czyli o 5 proc. więcej niż w 2010 r. To skutek uboczny paneuropejskiej walki z kryzysem, m.in. podwyżek podatków, wzrostu kosztów pracy czy cięć pensji.
Reklama
To kiepska wiadomość dla ministrów finansów szukających środków do budżetu. Ale przeciętni Europejczycy niekoniecznie mają powody do narzekań. Badania Deutsche Banku z 2009 r. sugerują, że szara strefa to poduszka bezpieczeństwa podczas kryzysu. Koszty pracy na czarno są niskie i przedsiębiorcy działający w ten sposób są w stanie wytrzymać wyższy spadek zamówień niż ich uczciwi koledzy.
Reklama
Do czasu. Gospodarcze podziemie rośnie odwrotnie proporcjonalnie do wzrostu oficjalnego PKB. Ale w tym roku – jak twierdzi Friedrich Schneider z Uniwersytetu Johannesa Keplera – zdolność nabywcza Greków spadnie tak bardzo, że zabraknie nawet na nakręcenie popytu na czarnym rynku, a rozrost miejscowej szarej strefy ulegnie zahamowaniu.