Zgodnie z przewidywaniami Grecja dostanie kolejną transzę pomocy. Podczas sobotniej telekonferencji ministrowie wchodzący w skład Eurogrupy oświadczyli, że 12 mld euro zagwarantuje płynność Atenom do 15 lipca. Wiele wątpliwości wciąż jednak budzi większy – prawdopodobnie 120-miliardowy – II pakiet pomocy na lata 2012 – 2014, w którym mają wziąć udział prywatni wierzyciele. Tym razem ministrowie finansów nie wierzą, że banki rzeczywiście wezmą na siebie część kosztów planu ratunkowego.
Unijni przywódcy – zwłaszcza ci z Niemiec i Francji – robią od kilku dni wszystko, aby przekonać rynki i opinię publiczną, że model średniookresowej pomocy dla zadłużonej Grecji jest już gotowy. Jeszcze w czwartek berliński minister finansów Wolfgang Schaeuble chwalił się, że osiągnął porozumienie z niemieckimi bankami w sprawie ich dobrowolnego udziału w pomocy dla Aten. Wcześniej podobne deklaracje składał prezydent Francji Nicolas Sarkozy. W praktyce jednak brak zaufania pomiędzy rządami a bankowym sektorem prywatnym jest ciągle widoczny.
Giganci europejskiego sektora finansowego obiecują wzięcie udziału w ratowaniu Aten, ale jednocześnie od miesięcy pozbywają się greckich papierów. I to mimo apeli Berlina i Paryża, by się od tego powstrzymały. Najlepiej widać to na przykładzie Niemiec. Owszem, banki i instytucje ubezpieczeniowe największej gospodarki Europy obiecały Schaueblemu wzięcie udziału w ratowaniu Grecji.
Padły nawet konkretne sumy. – Zostawić Grecję samą sobie to jakby naciągnąć worek na głowę i jechać 200 na godzinę po autostradzie – powiedział „Spieglowi” szef firmy Allianz, największego w Europie koncernu ubezpieczeniowego, Michael Diekman. Jednocześnie zapowiedział, że dorzuci do planu ratowania Grecji 300 mln euro. Nie dodał jednak, że w ciągu ostatniego roku jego firma zredukowała swoje zaangażowanie w greckich papierach z 3,3 do 1,3 mld euro. Podobnie zrobiły niemieckie banki. Choć w maju 2010 roku uroczyście obiecały Wolfgangowi Schaeublemu, że mimo pogłębiającego się kryzysu nie będą w panice pozbywać się obligacji, od początku tego roku zmniejszyły ich wolumen z 16 do 10 mld euro (oficjalne dane Bundestagu).
Reklama
Podobnie zrobiły banki francuskie, i to jeszcze w 2010 roku, redukując o kilkadziesiąt procent swoje obligacyjne zaangażowanie na południu Europy. Mimo to dziś zostało im w ręku jeszcze ok. 15 mld greckich papierów dłużnych. W całej Europie według Banku Rozliczeń Międzynarodowych w Bazylei wolumen greckich obligacji spadł w ciągu roku o prawie 30 proc. (do 136 mld euro).
Reklama
Innym problemem jest bardzo skromna suma, jaką prywatne banki są gotowe dołożyć do Grecji. – Odliczając zaangażowanie państwowych i spisanych już na straty banków HRE i West LB, niemiecki prywatny sektor bankowy wspomoże Greków sumą ok. 2 mld euro. To pestka w porównaniu z wcześniejszymi zyskami czerpanymi z tego rynku – pisze niemiecki dziennik finansowy „Financial Times Deutschland”.
Również suma 30 mld euro (na tyle szacuje się udział wszystkich europejskich banków w 120-mld pakiecie pomocowym dla Grecji, który ma zostać zatwierdzony jesienią) nie robi specjalnego wrażenia. Eksperci nie dziwią się oczywiście takim posunięciom bankowych menedżerów.
"Nie zapominajmy, że banki i ubezpieczyciele to prywatne podmioty gospodarcze. W swoich statutach mają zapisane działanie w interesie swoich akcjonariuszy, a nie dobra wspólnego. Świadome narażanie banku na straty jest wręcz przestępstwem, za które odpowiedzialni menedżerowie mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej" - uważa Stefan Homburg, ekonomista z Uniwersytetu Leibniza w Hanowerze.