Rozpoczęte wczoraj wieczorem spotkanie ministrów finansów strefy euro ma ułatwić podjęcie decyzji co do szczegółów kolejnego, wartego 60 mld euro pakietu pomocy dla Grecji. O zgodę jest jednak trudno, bo choć sprzeczne do tej pory stanowiska Niemiec i Francji znacznie się zbliżyły, silny opór wobec propozycji Berlina wciąż wykazywał szef Eurogrupy Jean-Claude Juncker.
Niemcy proponują, by skłonić prywatne instytucje finansowe do wzięcia na siebie części odpowiedzialności za ratowanie greckiej gospodarki. Pierwotnie Berlin wręcz postulował, by zmusić je do zgody na przedłużenie o siedem lat okresu zapadalności dotychczas posiadanych obligacji i w ten sposób ułatwić Grecji ich spłatę. Francja, której banki (zwłaszcza BNP Paribas, Credit Agricole i Societe Generale) posiadają czterokrotnie więcej greckich obligacji niż instytucje znad Renu, dotychczas sprzeciwiała się temu razem z Europejskim Bankiem Centralnym.
Po piątkowym spotkaniu prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego z kanclerz Angelą Merkel obie najważniejsze stolice strefy euro zbliżyły stanowiska. Politycy co prawda wspólnie podkreślali, że prywatni inwestorzy powinni „okazać solidarność”, ale na zasadach pełnej dobrowolności. Niemiecka kanclerz zapewniała, że takie rozwiązanie nie pozwoli na uznanie sytuacji za faktyczne zawieszenie spłaty części zobowiązań przez Grecję.
– Wzywam wszystkich do okazania niezbędnego ducha odpowiedzialności i poczucia kompromisu, na którym zbudowano Europę – mówił Sarkozy. Patos nie przekonał na razie wpływowego premiera Luksemburga. W sobotnim wywiadzie dla „Sueddeutsche Zeitung” Jean-Claude Juncker określił propozycję Berlina jako igranie z ogniem, podyktowane w dodatku przez wewnętrzne uwarunkowania niemieckiej polityki. Jego zdaniem zgoda na zrolowanie greckich zobowiązań może doprowadzić do dalszego obniżenia ratingu przez agencje ratingowe, jeśli te spełnią swoje groźby i uznają taki rozwój wypadków za faktyczną niewypłacalność Aten.
Reklama
To z kolei doprowadzi do lawinowego wzrostu kosztów obsługi długu innych państw strefy euro postrzeganych jako problematyczne. – Bankructwo Grecji może zainfekować Portugalię i Irlandię, a potem – nawet przed Hiszpanią – Belgię i Włochy z ich wysokim długiem – tłumaczył Juncker. Złe wiadomości z Grecji podbijały także rentowność papierów dłużnych krajów przez niego wymienionych.
Reklama
Ze względu na trudne do pogodzenia stanowiska jedynym namacalnym efektem niedzielno-poniedziałkowego spotkania ministrów może być zgoda na przekazanie Grecji 12 mld euro w ramach kolejnej, piątej już transzy przyznanych w 2010 r. 110 mld euro bailoutu. Dzięki tej kwocie Ateny zdołają przetrwać do jesieni. W latach 2012 – 2014 będą jednak potrzebować kolejnych 170 mld euro na spłatę zadłużenia, które może w tym czasie osiągnąć 170 proc. PKB. Czy te potrzeby zostaną częściowo pokryte przez bail- out numer dwa, mogą zadecydować 23 czerwca przywódcy państw członkowskich UE. Mniej optymizmu wykazuje Komisja Europejska. Jej zdaniem nie nastąpi to przed 11 lipca, czyli przed kolejnym spotkaniem ministrów finansów