Amerykanie chcą być pewni, że PGNiG straci uprzywilejowaną pozycję, zanim jeszcze rozpoczną oni inwestycje w eksploatację gazu łupkowego w Polsce. Tym samym Stany Zjednoczone i Polska idą ręka w rękę z Komisją Europejską. W czerwcu minie ultimatum KE w sprawie regulacji cen gazu. Zdaniem Brukseli Warszawa łamie unijne prawo o konkurencji, bowiem ceny gazu powinien kształtować rynek, czyli zasady podaży i popytu. W Polsce ustala je URE na wniosek PGNiG. Dodatkowo firmy handlujące paliwem muszą uzyskiwać specjalne zezwolenia – dotyczy to podmiotów, które zamierzają dostarczać gaz zarówno podmiotom gospodarczym, jak i odbiorcom indywidualnym.
Nasz rząd obiecuje, że już wychodzi naprzeciw ich oczekiwaniom. – Jesteśmy w trakcie tworzenia mapy drogowej dojścia do konkurencji na rynku gazu w Polsce. Pracuje nad tym zespół ds. liberalizacji rynku gazu, w skład którego wchodzą przedstawiciele administracji państwowej, URE i sektora – mówi Maciej Kaliski, dyrektor departamentu ropy i gazu w Ministerstwie Gospodarki. Proces, nawet jak na polskie warunki, jest skomplikowany. Hamulcowym będzie PGNiG. Polski czempion bez żadnych doświadczeń na wolnym rynku ma słuszne obawy, że w normalnych warunkach zacznie szybko tracić klientów, nie mogąc zaoferować konkurencyjnych cen.
– Po deregulacji rynku PGNiG zostanie z ogromną ilością drogiego gazu z Rosji, którego nie będzie miało komu sprzedać – przyznaje Janusz Kowalski, ekspert rynku energetycznego. Dziś wysokie, niekonkurencyjne ceny za gaz płacą klienci. Cena wynegocjowana z Gazpromem jest najwyższa w Europie. Taniej kupują m.in. Niemcy, Francuzi, Czesi i Węgrzy.