"Spadek liczby małych sklepów wynika z naturalnego prawa rynku. Polscy konsumenci nadal kierują się kryterium cenowym przy codziennych zakupach. Szansą dla niedużych lokali może być specjalizacja" - mówi "Rzeczpospolitej" Jerzy Kalinowski, partner w firmie doradczej KPMG. Osiedlowe placówki handlowe są bowiem w fatalnym stanie. W 2010 prawie 7 tysięcy firm ogłosiło bankructwo. W tym roku zniknie aż 4 tysiące takich sklepów, choć wielu ekspertów sugeruje, że to bardzo ostrożne prognozy.

Reklama

Widać to było, pisze "Rzeczpospolita" z danych o sprzedaży w święta. W marketach, czy dyskontach słupi szły w górę, podczas gdy w małych sklepikach brakowało klientów, a obroty mocno spadały.

Dlaczego Polacy odwrócili się od osiedlowych placówek? Przyczyna jest prosta - ceny. Nikt, w dobie kryzysu, nie chce płacić fortuny za podstawowe artykuły jak cukier, czy mąka. Duże sieci poczuły więc krew i otwierają na osiedlach swe małe filie. Ludzie nie muszą więc jechać do dużych marketów. Jest też coraz więcej sklepów dyskontowych. Nic więc dziwnego, że mając do wyboru mały, drogi sklep, a tanią placówkę dużych sieci, wybieramy tańsze zakupy.