Uzgodniony w niedzielę plan ratunkowy UE i MFW dla Irlandii nie uspokoił rynków finansowych. Inwestorzy coraz bardziej obawiają się, że kolejnym krajem, który będzie potrzebował pomocy przed bankructwem, stanie się Portugalia, a następnie Hiszpania. Niepewność wokół Portugalii stawia w niezwykle trudnej sytuacji tamtejsze banki. Co prawda w przeciwieństwie do ich irlandzkich odpowiedników nie poniosły one ciężkich strat z powodu załamania rynku nieruchomości. Jednak nie są w stanie zdobyć potrzebnych funduszy na rynkach finansowych. Bo ich oprocentowanie z powodu obaw o bankructwo Portugalii jest zbyt wysokie.
Wczoraj w specjalnym komunikacie bank centralny Portugalii ostrzegł, że jeśli rząd szybko nie ograniczy deficytu budżetowego, to stabilność systemu finansowego kraju może być zagrożona. Na razie portugalskie banki komercyjne utrzymują się na powierzchni dzięki specjalnej pomocy Europejskiego Banku Centralnego. Jednak 2 grudnia rada EBC ma zdecydować o wycofaniu specjalnych mechanizmów pomocowych.
Analitycy nie tylko obawiają się, że bankructwo Portugalii staje się coraz bardziej prawdopodobne, ale także, że na tym kraju się nie skończy. – Jesteśmy zaledwie w połowie kryzysu strefy euro – ostrzega Paul Donovan, ekonomista oddziału w Londynie banku UBS. – Jeśli oprocentowanie portugalskich obligacji w najbliższym czasie nie spadnie, rynek dojdzie do wniosku, że wykupienie tego kraju przez Unię i MFW jest nieuniknione – dodaje. Pod znakiem zapytania stoi też los Hiszpanii. Tylko wczoraj oprocentowanie obligacji tego kraju skoczyło o 28 pkt bazowych do 2,95 powyżej uważanych za najpewniejsze obligacji niemieckich.



Reklama
"Nie ma wystarczających pieniędzy, aby uratować Hiszpanię w razie kłopotów" – ostrzega Nouriel Roubini, ekonomista New York University, który przewidział kryzys finansowy. Zdaniem banku HSBC na ten cel sama Unia będzie potrzebowała 351 mld euro, podczas gdy cały unijny fundusz stabilizacyjny to 440 mld euro (razem z udziałem MFW oraz funduszem Komisji Europejskiej – 750 mld euro).
Reklama
W niedzielę ministrowie finansów UE opracowali założenia nowego unijnego funduszu stabilizacyjnego (ma zostać uruchomiony w 2013 roku) Zakłada on przejęcie części kosztów ratunku kraju w kłopotach przez prywatnych inwestorów. Zdaniem ekonomistów to za mało, aby uspokoić rynki finansowe. W ciągu 5 – 10 lat strefa euro będzie musiała się przekształcić w coś na kształt unii fiskalnej – przewiduje Paul Donovan z UBS.