Z danych zebranych przez DZIENNIK wynika, że 2006 r. wypadł w specjalnych strefach rewelacyjnie. To nie koniec, bo większość zarządzających SSE twierdzi, że obecny rok będzie jeszcze lepszy. Tylko w trzech na czternaście istniejących stref szacunki na 2007 r. są ostrożniejsze niż te z 2006 r.

Rekord pada za rekordem: według prognoz inwestorzy zadeklarują w tym roku, że wydadzą w strefach 11,6 mld zł. To o 43 proc. więcej niż w 2006 r. W ślad za inwestycjami idzie wzrost zatrudnienia: w SSE przybędzie co najmniej 28 tys. nowych miejsc pracy. Strefa starachowicka spodziewa się co najmniej 1,1 mld zł nowych inwestycji i 750 etatów, Euro-Park Mielec - 260 mln zł i 1000 nowych miejsc pracy, a suwalska 340 - 350 mln zł i wzrostu zatrudnienia o 350 osób.

Zarządzający zacierają ręce, bo do stref zaczęli ciągnąć przedsiębiorcy stawiający na nowoczesne technologie. Tacy jak gigant komputerowy Dell, który w tym roku postawi w Łodzi swoją fabrykę. "Za nim przyjdą następni. Wiadomo już, że powstanie u nas zakład firmy Neotech, koreańskiego producenta komponentów do sprzętu LCD" - mówi Błażej Moder, zastępca dyrektora departamentu rozwoju i strategii w Łódzkiej SSE.

Szefowie stref twierdzą, że takie tuzy muszą przyciągnąć kolejnych liderów nowych technologii. Jest to konieczne, bo SSE przestały być oazami taniej siły roboczej. "Już nie mamy tej przewagi nad innymi. Teraz możemy postawić tylko na innowacyjność" - mówi Bronisława Kowalak, dyrektor departamentu w Ministerstwie Gospodarki.

To będzie rewolucja, bo do tej pory innowacyjne inwestycje stanowiły tylko ułamek środków ulokowanych w Polsce. Mamy jednak na nią spore szanse, bo - jak twierdzi firma konsultingowa Ernst & Young - Polska wskoczyła na trzecie miejsce pod względem planowanych inwestycji w centra badawczo-rozwojowe (wyprzedzają nas tylko Chiny i Indie). Kowalak uważa, że na naszą korzyść przemawia nie tylko rosnąca pozycja Polski w rankingach, ale i rachunek ekonomiczny: stopa zwrotu z inwestycji jest w naszym kraju czterokrotnie wyższa niż na przykład w Niemczech.

Z pędu ku nowym technologiom cieszą się szefowie stref, którzy postawili na innowacyjność już kilka lat temu, tak jak strefa pomorska. "Taką przyjęliśmy strategię, już widać, że przynosi ona efekty" - mówi Iwona Grajewska, dyrektor ds. marketingu Pomorskiej SSE. W tym roku na Pomorzu pojawi się m.in. inwestycja dużego gracza z branży elektronicznej, a amerykański producent oprogramowania chce tu otworzyć swoje centrum badawczo-rozwojowe (przedstawiciele SSE nie chcą ujawnić na razie ich nazwy).

Eksperci twierdzą, że gdyby nowoczesne spółki w takim tempie jak zapowiadają, wchodziły do stref, udałoby się nam nawet zahamować ucieczkę wykształconych Polaków za granicę. "Liczymy na to. Mam nadzieję, że dzięki nowoczesnym inwestycjom przynajmniej część inteligencji technicznej nie wyjedzie na Zachód" - mówi Moder. Możliwe nawet, że spora grupa wróci do kraju. Świadczy o tym deklaracja Della, który zaproponował, by 400 polskich pracowników z zakładu Irlandii przeniosło się do jego planowanej fabryki w Łodzi. Koncern deklaruje nawet, że pomoże im w przeprowadzce.

Szefowie stref nie ukrywają, że pęd do SSE to efekt czystej kalkulacji. "Nasze kadry są dobrze wykształcone, a do tego tańsze niż na Zachodzie" - mówi Moder. Polski inżynier zarabia kilka razy mniej niż niemiecki. Inwestorzy się spieszą, bo chcą wykorzystać ostatnią okazję do świetnego interesu: najpóźniej za dziesięć lat strefy przestaną istnieć. A to znaczy, że firmy nie będą mogły skorzystać z kolosalnych ulg podatkowych, jakie teraz dostają: zwolnienia z podatku dochodowego nawet do wysokości do 70 proc. poniesionych nakładów.













Reklama