Cezary Pytlos: W ciągu trzech lat Intercity planuje zainwestować 1 mld zł. Na co wyda te pieniądze?
Czesław Warsewicz: Na modernizację ok. 275 wagonów oraz kupno 20 nowych, a także 10 lokomotyw.

W jaki sposób zostaną sfinansowane projekty?
Około 400 - 500 mln zł to będą środki własne firmy. Pozostałe fundusze będą pochodzić z zewnętrznych źródeł. Już mamy podpisany kredyt z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym na 50 mln euro. Prawdopodobnie zaciągniemy też kolejną pożyczkę oraz będziemy ubiegać się o środki z funduszy unijnych. Mam na myśli Sektorowy Program Operacyjny Transport na lata 2007 - 2013. Budżet tego programu na tabor to 400 mln euro.

Kiedy nastąpi finał przetargu na modernizację 270 wagonów?
Procedury przetargowe właśnie trwają i mam nadzieję, że w kwietniu nastąpi rozstrzygnięcie. W pierwszej połowie roku planujemy ogłosić dwa kolejne przetargi: pierwszy na zakup nowych 10 lokomotyw i kolejny - na 20 wagonów.

Kiedy nowe wagony pojawią się na torach?
Dostawa może nastąpić od roku do dwóch lat po rozstrzygnięciu przetargu. Natomiast modernizowane wagony będą pojawiać się sukcesywnie. W 2007 r. planujemy zmodernizować 100 wagonów.

Czy to wystarczy, żeby sprostać zagranicznej konkurencji, która zapowiada rychłe wejście na polskie tory?
Do rywalizacji z konkurencją przygotowujemy się na wielu płaszczyznach. Modernizujemy i unowocześniamy wagony, kupujemy nowe wagony i lokomotywy, inwestujemy w rozwój, podnosimy jakość usług, rozszerzamy ofertę. W perspektywie kilku lat chcielibyśmy też wprowadzić na polskie tory szybkie pociągi osiągające prędkość powyżej 200 km/h. Pracujemy nad tym, by nasza oferta nie odbiegała od tego, co swoim klientom proponują koleje zachodnie.

Ile wydacie na szybkie pociągi?
Potrzebujemy na nie ok. 500 mln zł. Zastanawiamy się, w jaki sposób pozyskać te pieniądze. Nawet jeżeli uda nam się uzyskać dofinansowanie unijne, to i tak dalsze 50 proc. musimy znaleźć na rynku.

Może na giełdzie w Warszawie?
O terminie i wielkości emisji zdecyduje Ministerstwo Transportu, nie ja. Moim zadaniem jest podnoszenie wartości spółki.

Będziecie ciąć nierentowne połączenia?
To nie jest takie proste. Sukces spółki w roku ubiegłym był efektem zwiększonej liczby połączeń oraz szukania nowych nisz. Na pozór nieopłacalne połączenia mają jednak duże znaczenie - dowożą pasażerów do innych tras. Decyzja o ewentualnym zamknięciu trasy musi być zatem rozważona pod kątem wpływu na całą siatkę połączeń. Należy uważać, żeby tnąc, nie okazało się nagle, że straci rentowność kierunek dotąd opłacalny. Do tej pory skutecznie bronimy się przed cięciami. W tym sezonie z rozkładów zniknęły tylko dwa połączenia, uruchomimy natomiast w tym roku 12 nowych. Podobne proporcje chcę zachować w przyszłorocznym rozkładzie.

PKP Intercity rusza też na Wschód. Skąd ta decyzja?
Dokładnie 27 maja, po około dwóch latach od zawieszenia, wznowimy połączenie
Warszawa - Moskwa. Rynek wschodni jest bardzo obiecujący. Wiążemy z nim duże nadzieje, bo coraz więcej osób przemieszcza się pomiędzy krajami. Latem ruszy też połączenie do Burgas nad Morzem Czarnym. Ale zamierzamy także uruchomić nowe połączenia do Berlina i Budapesztu.

Czy w rozwijaniu połączeń międzynarodowych widzicie możliwość wspólnych projektów z przewoźnikami prywatnymi?
Na razie współpracujemy z dużymi kolejami narodowymi. Nie zamykam jednak pola współpracy dla prywatnych przewoźników.

Jeżeli nie dojdzie do porozumienia, to możemy być świadkami ostrej wojny o klienta...
Czekająca nas w 2010 r. liberalizacja będzie oznaczała otwarcie rynku przewozów międzynarodowych. Sumiennie się do tego procesu przygotowujemy. Nie oznacza to jednak, że teraz nie walczymy o klienta. Mamy przecież konkurencję w postaci samochodów i samolotów.

Jednak na razie wygląda na to, że przegrywacie tę rywalizację...
Nasz ubiegłoroczny 11-proc. wzrost przewozów i zysk netto na poziomie 32 mln zł świadczą o tym, że coraz większa liczba podróżujących wybiera jednak właśnie kolej. W tym roku stawiamy sobie równie ambitny cel, chcemy przewieźć 11,4 mln osób, czyli o 700 - 800 tys. więcej niż w ubiegłym roku.

Ale wciąż najwięcej pasażerów podróżuje samochodem, a linie lotnicze notują trzykrotnie wyższy wzrost przewozów niż kolej. Przecież nawet najlepsza kolej nie będzie szybsza od samolotu i tańsza od samochodu.
To stereotypy, które nie mają uzasadnienia w rzeczywistości. Jeżeli chodzi o porównywanie czasu podróży pociągiem i samolotem, nie ograniczajmy się wyłącznie do czasu przejazdu czy przelotu. Jeżeli doliczymy czas dojazdów, odprawy przed wylotem czy opóźnień startu samolotu, okaże się, że to koleją, a nie samolotem poruszamy się najszybciej. Co do samochodu natomiast, to faktycznie podróż samochodem jest tańsza, ale tylko w przypadku, gdy samochodem podróżują więcej niż trzy osoby. W każdym innym przypadku to kolej jest tańsza.

Czesław Warsewicz kieruje PKP Intercity od czerwca 2006 r.







































Reklama