Fatalna pogoda, astronomiczne ceny mieszkań i słaba liga piłkarska. Czy taki kraj można stawiać za wzór? Tak. Irlandia, bo o nią chodzi, to kraj najbardziej spektakularnego sukcesu gospodarczego w Europie, który zamienił biednych Irlandczyków w elitę finansową regionu. Już niebawem mogą jednak stracić żółtą koszulkę ekonomicznego lidera. Bo teraz nadchodzi czas Polski.

Ekonomiści nie mają wątpliwości: możemy powtórzyć sukces wyspiarzy i stać się gospodarczym tygrysem Europy. Tak dobrej passy, jak dziś, nasz kraj nie miał od lat. Najnowsze dane płynące z naszej gospodarki wprawiają wręcz w osłupienie zachodnich ekonomistów. "Wyniki naprawdę robią wrażenie. Właśnie podnieśliśmy z 5,5 do 6 proc. prognozę wzrostu gospodarczego Polski" - mówi Ed Parker, dyrektor sekcji odpowiadającej za analizę sytuacji gospodarczej w naszym regionie w prestiżowej agencji ratingowej Fitch. Podobną korektę wprowadziła kilka dni temu Komisja Europejska.

To nie wszystko. Eksperci jednym głosem powtarzają: Polska pod wieloma względami zaczyna przypominać Irlandię sprzed dwóch dekad. "Macie ogromny potencjał i doskonałe perspektywy rozwoju na najbliższe lata" - podkreśla Alistar Darling, minister ds. handlu i przemysłu Wielkiej Brytanii.

Może to dziwić: w końcu kilkunastoprocentowe bezrobocie, setki tysięcy osób uciekających do pracy za granicą raczej nie nastawiają optymistycznie. Jednak w połowie lat 80. w Irlandii nie było wcale lepiej. Najlepsi, świetnie wykształceni młodzi ludzie wyjeżdżali za chlebem do innych krajów. Stopa bezrobocia sięgała 18 proc., a PKB na mieszkańca tylko minimalnie przekraczało 60 proc. średniego PKB w Unii. Teraz wszystko się zmieniło. Niespełna dwie dekady wystarczyły Irlandczykom, żeby wejść do europejskiej elity.

A Polska, jak twierdzą ekonomiści, ma wszystko, co potrzeba, żeby powtórzyć ten sukces. A nawet więcej. "Macie ogromną przewagę nad Irlandią, bo Polska leży w kluczowym miejscu Europy, i macie bezpośredni dostęp do rynków, o których Irlandczycy mogą tylko pomarzyć" - podkreśla Alistair Darling.

To nie koniec. Mamy też nieporównywalnie mniejsze zadłużenie. W połowie lat 80. dług publiczny Irlandii wynosił 127 proc. PKB. Tymczasem w Polsce wskaźnik ten, choć wysoki, nie przekracza 50 proc. PKB. Czy jesteśmy wic skazani na sukces? Tak - ale pod pewnymi warunkami. Autor irlandzkiego cudu gospodarczego, były minister finansów Alan Dukes, ostrzega: "Polska ma szanse na szybki wzrost, ale musi przeprowadzić reformy. Nam się udało, bo zgodziły się na nie wszystkie siły polityczne".

I tu jest problem. "W Polsce nie ma konsensusu najważniejszych sił politycznych w sprawie wdrażania reform" - mówi Raul Eamets, kierownik Instytutu Ekonomii Uniwersytetu w Tartuu w Estonii - kraju, który w równie krótkim czasie z małego państwa na obrzeżach Europy przerodził się w jedną z najsilniejszych gospodarek regionu. O jakie reformy chodzi? Przede wszystkim o konsekwentne cięcia wydatków. Bo to właśnie ograniczenie aż o 30 proc. wydatków dało potężny impuls irlandzkiej gospodarce. A dzięki temu była możliwa radykalna obniżka podatków. Taki ruch przyciągnął z kolei międzynarodowe koncerny i dał impuls do rozwoju małym irlandzkim przedsiębiorstwom. Oto cała recepta na sukces.

W Polsce na razie jest odwrotnie: królują wydatki państwa. A ekonomiści bezskutecznie - jak na razie - trąbią na alarm. "Tylko przez zmniejszenie obciążeń, jakie ponoszą pracodawcy, uda się utrzymać wysokie tempo wzrostu gospodarczego" - podkreśla Jan Winiecki, prezes rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Alge Bydryte, ekonomistka banku SEB w Wilnie, dodaje, że konieczne jest też ograniczenie biurokracji: "Nie mówię o zmniejszeniu liczby urzędników, ale uproszczeniu przepisów regulujących życie firm, które Polska ma wyjątkowo pogmatwane".

O tym, ile jest jeszcze do zrobienia, świadczą choćby prowadzone przez Bank Światowy rankingi Doing Business, które klasyfikują 174 kraje pod względem łatwości prowadzenia działalności gospodarczej. W ostatniej edycji rankingu Zielona Wyspa została sklasyfikowana na 10. miejscu na świecie. Polska jest dopiero na 75. miejscu, a wyprzedzają nas między innymi Botswana, Oman, Vanuatu, Gruzja i Pakistan.

Wysoki wzrost gospodarczy dowodzi niezbicie, że polscy przedsiębiorcy i zatrudniani przez nich pracownicy ciężko pracują na wyniki kraju. Polska ma szansę stać się drugą Irlandią, o ile dołączą do nich decydujący o strategicznych dla kraju sprawach politycy. Wtedy nawet kiepska polska liga piłkarska byłaby bardziej znośna.

















Reklama