Spełniły się obietnice Andrzeja Leppera. Minister rolnictwa zapowiedział 7 lutego, że w ciągu tygodnia zostanie odblokowany mięsny handel z Ukrainą. I został. Co prawda z jednodniowym opóźnieniem, ale to i tak wielki sukces polskiego rządu, który zabiegał o to od prawie roku.



Zaczęło się w marcu 2006. Ukraińcy oskarżyli nas, że przemycamy do nich mięso. I zablokowali granice. Potem dodali jeszcze, że nie spełnia ono unijnych wymogów jakości i produkowane jest w skandalicznych warunkach.



Zaczęła się walka o handel. Ukraińcy zażądali listy zakładów, które chcą z nimi współpracować, by wysłać do nich swych inspektorów i sprawdzić, czy rzeczywiście warunki produkcji są niezgodne z przepisami. Listę dostali. Ale zamiast przysłać weterynarzy, kazali ją... skrócić, bo była za długa. Skróciliśmy. I wreszcie zaczęła się kontrola.



Jej wyniki - choćby nasi sąsiedzi bardzo chcieli - nie wskazywały na to, byśmy robili cokolwiek wbrew prawu. Nie znaleziono też jednoznacznych dowodów na przemyt mięsa czy wędlin. Embargo na nie zostało zniesione.











Reklama

Co ciekawe, choć Rosjanie oskarżają nas o to samo, co zarzucali nam Ukraińcy, nie zamierzają w najbliższym czasie znosić zakazu. Już po raz drugi kontrolują nasze masarnie. Ciekawe, czy tym razem dopatrzą się nieprawidłowości...