PGNiG zapewnia, że ma przygotowane scenariusze, jeśli okaże się, że rosyjski Gazprom nie porozumie się z Mińskiem. Uspakajają też politycy: "Mam nadzieję, że dojdzie do porozumienia" - mówi Paweł Kowal, wiceszef polskiej dyplomacji. Innego zdania jest Anatolij Chodorowski, analityk w rosyjskiej grupie inwestycyjnej "Region". – Obawiam się, że czeka nas dłuższy kryzys" - mówi DZIENNIKOWI.

A problem z płynną energią może być poważny, bo przez Białoruś dostarczane jest 20 proc. importowanego z Rosji do UE gazu. Eksperci nie mają wątpliwości - Gazprom rozpoczynając cenową wojnę z Białorusią podejmują działania mające uzsadnić konieczność budowy nowego gazociągu po dnie Bałtyku. A to inwestycja, na którą nie zgadza się nasz kraj.

"Jestem przekonany, że kryzys związany z dostawami gazu przez Białoru, potrzebny jest Moskwie do przekonania krajów UE, że z powodu nieprzewidywalności Łukaszenki niezbędna jest budowa Gazociągu Północnego" - ocenia Janusz Steinhoff, odpowiedzialny w gabinecie Jerzego Buzka za dywersyfikację dostaw energii. Ocenę Steinhoffa potwierdza Aleksiej Biełogoriew, ekspert ds. energetyki: "Białoruś to najtrudniejszy partner Gazpromu, a Rosja zależy od tranzytu gazu przez jej terytorium i ta zależność będzie trwać aż do wybudowania gazociągu północnego".

Swoją grę prowadzi też Białoruś, licząc, że Europa wesprze go w cenowej wojnie z Moskwą. "Łukaszenka wciąga Europę w rozgrywkę z Rosją, bo dzięki temu wydaje mu się, że jest panem sytuacji, świadomie ją zaognia, licząc, że uda mu się wynegocjować lepsze warunki" - mówi DZIENNIK Gleb Pawłowski, nieoficjalny doradca Kremla. Wicepremier białoruskiego rządu Władimir Siemaszko przyznał to wprost: "Nie sądzę, że Gazprom odważy się na przerwanie dostaw, to będzie cios dla jego reputacji".





Reklama