Białoruś będzie wykluczona z tzw. Powszechnego Systemu Preferencji Handlowych, czyli ze stowarzyszenia państw, które korzystają z niskich ceł. A właśnie dzięki tym niskim cłom między Unią i Białorusią kwitnie handel takimi towarami, jak drewno i płótna. Ale przez sankcje Białoruś przestanie na tym zarabiać.
Problem w tym, że stracą na tym najwięcej sami obywatele Białorusi. Znacznie zuboży to budżet ich państwa, który karmi wielu z nich, a białoruscy drobni eksporterzy będą musieli masowo zwijać kramy. Zyska na tym natomiast sam Aleksander Łukaszenka, który zdobędzie u siebie większą popularność - jako ofiara unijnego spisku.
Przed takim scenariuszem ostrzegał w grudniu w Parlamencie Europejskim przywódca białoruskiej opozycji Aleksander Milinkiewicz. Błagał wtedy wręcz, by Unia nie nakładała sankcji handlowych na Białoruś. Poparła go Polska, Litwa, a swego czasu również Łotwa. Ale na nic się to zdało.
Unia boleśnie ukarze Białoruś za brak demokracji i swobód obywatelskich. Bruksela szykuje ogromne cła na handel, m.in. tekstyliami, surowcami i drewnem. Ale sankcje, choć wymierzone w Aleksandra Łukaszenkę, nie zaszkodzą dyktatorowi, ale zwykłym Białorusinom.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama