"PiS - w przeciwieństwie do ustępującego szefa NBP - zawsze mówił, że najpierw trzeba dbać o rozwój gospodarczy, a dopiero później dostosowywać do tego poziom inflacji. Oczywiście trzeba ją trzymać w ryzach, ale inflacja nie powinna być jedynym wyznacznikiem polityki monetarnej" - mówi poseł Zawisza. "Darzymy prezydenta Lecha Kaczyńskiego zaufaniem i nie mamy powodów sądzić, że rekomenduje nam kandydata, który głosi odmienne poglądy".

To byłaby rewolucja. Bo ustępujący 10 stycznia profesor Leszek Balcerowicz uchodzi za człowieka, który rygorystycznie pilnuje tzw. celu inflacyjnego, ustalonego na poziomie mniej więcej 2,5 proc. Balcerowicz jest raczej niechętny obniżaniu stóp procentowych, bo mogłoby to podnieść stopę inflacji w Polsce, a w rezultacie zaszkodzić wartości złotówki (złotówka stałaby się słabsza w stosunku do innych walut i traciłaby na rynku swoją siłę nabywczą).

PiS jednak, podobnie jak Samoobrona i LPR, często mówił, że trzeba obniżać stopy procentowe, żeby krótkimi impulsami pobudzać gospodarkę. Niższe stopy to bowiem tańsze kredyty, a więc więcej inwestycji firm i grubsze portfele Polaków. Jeśli dr hab. Jan Sulmicki będzie wierny tej filozofii to może zyskać aprobatę partii koalicyjnych. "Myślę, że przy sejmowym głosowaniu nad kandydaturą pana profesora nie będzie koalicyjnych sporów w tej sprawie" - mówi Zawisza.

Nowością byłaby też polityka nowego szefa NBP, jeśli chodzi o starania Polski w przystąpieniu do strefy euro. Jednym z obowiązków prezesa NBP jest bowiem współpraca z Europejskim Bankiem Centralnym. Jeśli ta współpraca nie będzie przebiegała zgodnie z harmonogramem przystąpienia do strefy euro, to mogą być z tym problemy. "Nam bliska jest doktryna Gordona Browna, kanclerza skarbu Wielkiej Brytanii, gdzie jak wiadomo pozostawiono funta. My mówimy tak: euro może być o tyle, o ile jest to zgodne z cyklem koniunkturalnym gospodarki" - ucina Zawisza.





Reklama