Nie pracuje 80 procent listonoszy. Większość urzędów w kraju nie działa. Pocztowcy zamknęli nawet Pocztę Główną w Warszawie, która odkąd istnieje, zawsze była czynna 24 godziny na dobę. W urzędach i firmach chaos. Na gwałt poszukuje się firm kurierskich, które dostarczałyby przesyłki. Ale nie jest to łatwe. Do głównego konkurenta Poczty Polskiej, firmy InPost, nie można się nawet dodzwonić.

W najgorszej sytuacji są emeryci i renciści. Ci często nie mają siły i zdrowia, żeby sprawdzić, czy działa ich urząd pocztowy. A za dwa dni mają przyjść emerytury i renty.

Przemysław Przybylski, rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, powiedział, że ZUS prześle pieniądze na pocztę, ale urząd nic więcej nie może zrobić. "Proszę nie przychodzić po pieniądze do ZUS, bo nie mamy kas, które wypłacałyby emerytury i renty" - apeluje Przybylski.

A wszystko dlatego, że pocztowcy nie dogadali się w nocy ze swoją dyrekcją w sprawie podwyżek. Chcieli, by minimalna płaca na poczcie wynosiła 1300 złotych na rękę. Ponieważ dyrekcja powiedziała, że nie ma na to pieniędzy, negocjacje utknęły nad ranem w martwym punkcie.

Władze poczty ogłosiły więc dziś tzw. wejście w spór zbiorowy. Oznacza to, że będą dalej negocjować, ale inaczej i dłużej. W ich imieniu będą rozmawiać organizacje reprezentujące interesy pracodawców. Rozmowy mogą się toczyć tylko ze związkami zawodowymi i w obecności mediatora (np. kogoś z rządu).

Tymczasem każdy dzień strajku to kolejne straty dla Poczty Polskiej. Już dziś niektóre markety wysyłające za pomocą poczty ulotki pod drzwi, powiedziały, że chcą zerwać z pocztą umowy. Zastanawia się nad tym np. Real i Media Markt.









Reklama

Na razie strajk - na tydzień - zawiesili listonosze w Poznaniu.