To co robiła firma telekomunikacyjna Tele2, było karygodne. Najpierw jej handlowcy wydzwaniali po domach i przedstawiali się jako pracownicy "telekomunikacji". Ludzie z nimi rozmawiali, bo myśleli, że rozmówcy są z TP SA i że być może jest coś nie tak z ich rachunkami. Zmęczeni rozmową, na odczepnego, zgadzali się na przysłanie im jakiejś tam reklamówki. "Wystarczy tylko pokwitować jej odbiór" - mówili oszuści.

Tymczasem ludzie nie kwitowali odbioru reklam, lecz... podpisywali umowy z Tele2 na świadczenie usług telekomunikacyjnych. O aferze zrobiło się głośno, kiedy ludzie zaczęli dostawać pierwsze rachunki. Poskarżyli się mediom. Sprawą z urzędu zajął się Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE).

Firma Tele2 próbowała załagodzić sprawę. Zorganizowała konferencję prasową, na której grzecznie przeprosiła klientów za nieuczciwe praktyki. Ale na UKE - jak widać - nie zrobiło to specjalnego wrażenia.



Reklama