"Mam 16 ha i dostałem trochę ponad 1000 zł. Pieniądze poszły na bieżące potrzeby w gospodarstwie. Dopłaty są zbyt małe, aby można je sensownie wykorzystać" - mówi DZIENNIKOWI Tomasz Solis, sadownik z Lubelszczyzny. Podobnie zrobili jego znajomi.

Inwestują ci, którzy mają dużo ziemi. Paweł Święcicki ma w całej Polsce w sumie 1,5 tys. ha, na których prowadzi hodowlę trzody chlewnej. Dostał w sumie 300 tys. zł. I zainwestował w wyposażenie i modernizację pomieszczeń gospodarczych, a także na zakup zwierząt. Ale takich jak on jest niewielu. Średnia dopłata na jedno gospodarstwo w ubiegłym roku to 4,2 tys. zł. Dopiero rolnicy, którzy mają ponad 50 ha, dostają poważne pieniądze, średnio po 44 tys. zł.

Reklama

A dopłaty nie będą wiecznie. Tygodnik „The Economist” uznał je niedawno za najbardziej absurdalną rzecz na naszej planecie. I nic dziwnego, bo unijna Wspólna Polityka Rolna kosztuje 45 mld euro rocznie, co rozwściecza kraje, które muszą dopłacać, aby polscy i francuscy farmerzy mogli zarabiać na swoich produktach. Dlatego wkrótce Bruksela wycofa się z systemu dotacji dla rolników.

Dopłaty zdecydowanie przyczyniły się do poprawy nastrojów na wsi. Jak wynika z badań, nikomu się tak nastrój nie poprawił jak rolnikom. Szkoda, że na krótko.