Posłowie siedzieli, czekali, a krzesło przeznaczone dla Balcerowicza pozostawało puste. Komisja uznała, że to złamanie prawa i podważanie autorytetu posłów. I za to sąd ma teraz ukarać prezesa NBP.

Sąd może nałożyć 3 tysiące złotych kary, ale także nakazać przymusowe doprowadzenie na przesłuchanie. Jeśli jednak prezes NBP dalej będzie unikał komisji, sąd może go nawet aresztować na miesiąc.

Posłowie jednak trochę ulegli Balcerowiczowi. Z jednej strony postraszyli sądem, z drugiej wyznaczyli kolejne przesłuchanie dopiero na 26 września. Czyli 5 dni po terminie, w którym Trybunał Konstytucyjny orzeknie, czy powołanie komisji było w ogóle zgodne z prawem.

A Balcerowicz nie chce stanąć przed komisją właśnie dlatego, że uważa, iż działa ona nielegalnie, bo swoimi działaniami zagraża niezależności Narodowego Banku Polskiego. Niezależności od polityków.

"Postanowiłem, że poczekam na decyzję Trybunału Konstytucyjnego, który ma orzec, czy komisja działa legalnie" - tak tłumaczył się Leszek Balcerowicz DZIENNIKOWI.

Innego zdania są posłowie z komisji. Mają prześwietlić prywatyzację polskich banków od roku 1989 do 2006. I jak twierdzą, przesłuchanie prezesa NBP to konieczność. Tym bardziej że wiele pytań budzi współpraca banków z fundacją CASE. Posłowie chcą wiedzieć, czy Balcerowicz nakłaniał banki, by płaciły fundacji. A we władzach CASE zasiada Ewa Balcerowicz, żona Leszka. Ją komisja przesłuchała już we wtorek.









Reklama