Na stacjach benzynowych ustawiły się kilometrowe kolejki. Ludzie czekają całe dnie i noce w nadziei na przyjazd cysterny. Można sobie tylko wyobrazić, co teraz przeżywają. Stoją w 45-stopniowym upale i rozglądają się nerwowo. W końcu są teraz idealnym celem dla zamachowców.
Ceny benzyny w Bagdadzie podrożały już pięciokrotnie. Za ten stan rzeczy proamerykański rząd obwinia rebeliantów, którzy wysadzają w powietrze cysterny, rurociągi i szyby naftowe. Terroryści wysadzili już w powietrze główny rurociąg kraju (z Kirkuku do Bajdży) i duży magazyn paliw w Latifii.
Brak paliwa nie jest oczywiście jedynym nieszczęściem, które dotknęło bagdadczyków w tej wojnie. W mieście codziennie wybuchają bomby. Panuje złowróżebna ciemność, bo mieszkańcy mają prąd jedynie 3 godziny na dobę (terroryści wysadzają też elektrownie). Szaleje inflacja - żywność, gaz i transport kosztują kilka razy więcej niż na początku tego roku. Cena benzyny kosztuje - w przeliczeniu - już prawie 5 zł.
To sensacja prawie na taką skalę, jakby na Antarktydzie zabrakło śniegu. Otóż w Bagdadzie nie ma benzyny na stacjach paliw. A trzeba pamiętać, że Irak niemal śpi na ropie. Po Iranie i Arabii Saudyjskiej jest największym na świecie dostawcą tego surowca. Bagdadczycy są załamani. Nic dziwnego. Brak zapasów paliwa w kraju, gdzie szaleje 50-procentowa inflacja, a autobusami podróżują tylko samobójcy, to prawdziwy dramat.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama