Górnicy, dziś w większości sami emeryci, chcą odzyskać na stare lata kasę, którą 13 lat temu obiecali im szefowie kopalń. Ale tzw. umową zbiorową nikt się tak naprawdę nie przejął - kopalnie pieniędzy nie miały i przez te wszystkie lata zbywały górników.
Strach padł na szefów węglowych spółek dopiero, gdy połowa z 15 tysięcy oszukanych górników oddała sprawę do sądu. Pieniędzy kopalnie mają jeszcze mniej, a już jest pierwszy wyrok. Sąd przyznał Kszysztofowi Golcowi z kopalni "Wesoła" w Mysłowicach 10 tys. zł, choć Golec żądał 30 tys.
Z decyzją nie zgodziła się kopalnia, bo w ślad za Golcem poszłyby tysiące poszkodowanych. Dlatego dzisiejsza sprawa apelacyjna była tak istotna dla władz wszystkich kopalń w kraju.
Ich koszmar potrwa jednak dłużej. Sąd postanowił przemyśleć sprawę jeszcze raz i dał sobie czas do połowy lipca. Dopiero wtedy okaże się, czy polskie kopalnie staną na krawędzi bankructwa.
Dziś mógł być najczarniejszy dzień w historii polskiego górnictwa. Sąd miał zdecydować, czy kopalnia ma zapłacić dodatkową kasę emerytowanemu górnikowi. On sam nie żąda szczególnie dużo, ale jeśli sąd uzna racje górnika, kopalnie muszą zapłacić spore pieniądze 15 tysiącom jego kolegów. I splajtują, bo tyle kasy nie mają. A na bruk pójdą tysiące ludzi. Sąd postanowił jednak, że da sobie czas na przemyślenie sprawy do połowy lipca.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama