"Rynek walutowy jest bardzo rozchwiany, w takich warunkach naturalne jest rozszerzanie spreadów" - mówi Marek Cherubin, dealer walutowy w BPH. Eksperci nie mają wątpliwości, że za coraz większe widełki zakupu (jest to kurs stosowany przy przeliczaniu kwoty wypłacanego kredytu) i sprzedaży (kurs przyjmowany do przeliczania wysokości rat) stoją rosnące koszty pozyskania walut obcych. Nie chodzi wyłącznie o zdobywanie pieniędzy na nowe kredyty, lecz również o zabezpieczenie walutami kredytów już spłacanych.

Reklama

W tej chwili - ze względu na kryzys na rynku finansowym - jest to trudne i drogie. "Powiększanie spreadu, a głównie zawyżanie kursu sprzedaży, po którym przeliczana jest rata kredytu walutowego przez spłacających, to sposób na odbicie sobie dodatkowych nieoczekiwanych kosztów" - przyznaje Marek Juraś, szef działu analiz DM BZ WBK. Według Bartłomieja Samsonowicza z Comperii.pl dochodzi do tego też coraz kosztowniejsze pozyskiwanie depozytów. "Niespodziewanej zmiany warunków działania bank nie może jednak zrekompensować sobie podwyżką marż odsetkowych, bo to oznaczałoby złamanie warunków umowy" - dodaje. Natomiast różnice kursowe banki mogą ustalać je bez jakichkolwiek ograniczeń.

O ile coraz mniej osób dotyczy kurs kupna - stosowany przy przeliczaniu kwoty wypłacanego kredytu, bo niewiele banków chce pożyczać we franku - to z kursem jego sprzedaży co miesiąc musi się zmierzyć ok. 600 tys. osób spłacających ratę. Wczoraj średni kurs NBP dla franka wynosił 2,65 zł, a w BGŻ sięgał blisko 2,77 zł, w PKO BP i w MultiBanku - 2,72 zł. Z kolei Deutsche Bank PBC wyceniał franka na 2,69 zł. Oznacza to, że ta sama rata 1 tys. franków w zależności od kursu w bankach może kosztować spłacającego od 2690 do 2770 zł i tylko w ciągu roku uszczuplić jego portfel o prawie 1 tys. zł.

Czy banki mogą jeszcze bardziej windować kurs sprzedaży walut, drenując kieszenie kredytobiorców? Zdaniem Cherubina takiego zabiegu nie można stosować w nieskończoność. "Jest pewna granica, za którą kryje się już niewypłacalność części klientów" - przestrzega Cherubin.

Reklama