Najbardziej ucierpiał ING, największy bank Holandii. Wiadomość, że finansowy kolos może jednak potrzebować wsparcia kapitałowego z holenderskiego budżetu, przeraziła rynki. W ciągu kilkunastu minut cena akcji spółki spadła aż o 1/4 do najniższego poziomu od czasu wprowadzenia notowań grupy na giełdę.

Reklama

To sygnał, że inwestorzy mają poważne wątpliwości, czy przyjęty w czwartek przez przywódców Unii plan ratowania europejskiej gospodarki rzeczywiście się powiedzie. Wszystkie kraje "27" zgodziły się, aby ratować z pieniędzy publicznych zagrożone upadkiem największe banki. Zapowiedziały także, że będą gwarantować pożyczki między instytucjami finansowymi by ponownie uruchomić strumień kredytów. Wczoraj niemiecki parlament podjął w tym kierunku praktyczny krok, uruchamiając na ten cel kolosalną kwotę 500 mld euro.

Jednak zdaniem ekspertów to nie wystarczy, aby powstrzymać głęboką recesję wspólnotowej gospodarki. Jest też wątpliwe, czy europejskim rządom uda się wprowadzić skuteczny system nadzoru bankowego. W czwartek w Brukseli przywódcy Unii nie zdołali bowiem powołać jednej, kontynentalnej instytucji odpowiedzialnej za taką kontrolę. Poszczególne stolice nie chciały zrezygnować z kontroli nad narodowymi bankami. "Włoskie instytucje finansowe pozostaną włoskie" - oświadczył krótko premier Silvio Berlusconi.

Jeszcze trudniej będzie wypracować jednolitą politykę gospodarczą, która pozwoliłaby wesprzeć załamujący się wzrost produkcji. "Nie jesteśmy państwem federalnym, nie mamy wspólnego budżetu" - przyznaje prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet.

Reklama

Testem dla Unii było przyjęcie wspólnego stanowiska w sprawie planu walki z ociepleniem klimatu Ziemi, bo tu Bruksela chciała dać przykład reszcie świata. Ale stanęło na raczej mało ambitnym kompromisie: decyzja zapadnie dopiero w grudniu i to tylko wtedy, jeśli uzyska jednomyślne poparcie wszystkich przywódców UE. Sprawę na ostrzu noża postawiły Włochy i Polska, zapowiadając, że zawetują porozumienie, o ile scenariusz wprowadzenia wysokich kar za emisję gazów cieplarnianych nie zostanie odłożony. Przede wszystkim jednak Niemcy, do tej pory jeden z największych zwolenników programu walki z ociepleniem klimatu, zmieniły zdanie. "Droga do osiągnięcia tego celu będzie jeszcze długa" - przyznała kanclerz Angela Merkel.

Teraz cała nadzieja w powołanej przez Komisję Europejską grupie doradców ekonomicznych, wśród których jest m.in. Leszek Balcerowicz. Już za kilka dni mają oni zacząć się zastanawiać, jak pomóc unijnej gospodarce i uciec przed recesją.