Byłoby to więcej niż w rekordowym 2000 roku, gdy do państwowej kasy wpłynęło 27,1 mld zł. W pierwszym kwartale roku resort Aleksandra Grada sprzedał za nieco ponad 5 mld zł. To wynik bliski przychodom za cały poprzedni rok, gdy zebrano 6,5 mld. – Plan jest ambitny i realny do zrealizowania, jeśli rynek pozostanie spokojny i nie zaskoczy nas dużymi wahaniami – chwali się DGP minister Grad.

Reklama

Co tak napędza prywatyzację? Po pierwsze, lepsza sytuacja gospodarcza. To, jak zmieniły się nastroje, najlepiej pokazuje fakt, że przez pierwsze półrocze 2009 roku MSP udało się uzyskać ze sprzedaży państwowego majątku zaledwie 500 mln zł. Po drugie, udało się obronić kurs złotego przed spadkiem w okolice 5 zł za euro. To przekonało inwestorów, że nie powinni stracić na zakupie akcji prywatyzowanych firm. Po trzecie, przyszło ożywienie na giełdzie. Choć indeksom GPW daleko do rekordów, powoli zbliżają się do poziomu z września 2008 roku. Od tego momentu zaczął się gwałtowny zjazd w dół wywołany kryzysem finansowym. A sporą część prywatyzacji ministerstwo chce dokonać właśnie przez giełdę. Co więcej, ukoronowaniem tegorocznych transakcji ma być prywatyzacja samej GPW. Bo resort liczy, że cały rok debiutów takich spółek jak Tauron czy Enea znacząco podniesie wartość giełdy. Czwartym źródłem powodzenia rządowego planu jest duża elastyczność w wyborze prywatyzowanych firm. Na słabych wynikach za ubiegły rok w dużym stopniu zaważyła klapa dużych prywatyzacji, np. Grupy Enea. Teraz resort ma dość duży margines swobody. Jeśli jakaś transakcja nie wyjdzie, w zanadrzu jest inna.

Kołem zamachowym sukcesu prywatyzacji ma być sprzedaż koncernów energetycznych. Ze sprzedaży pierwszej transzy akcji Enei Skarb Państwa uzyskał przychód w wysokości 1,1 mld zł. A sprzedaż kolejnego pakietu jej akcji, łącznie z prywatyzacją Tauronu, PGE czy Energi, może dać według ostrożnych szacunków analityków Invest-Banku nawet 15 mld zł. Co więcej, mimo że kilka kluczowych sprzedaży może się nie powieść (np. spółki Wielkiej Syntezy Chemicznej, Grupy Lotos czy elektrowni Pątnów-Adamów-Konin), i tak według analityków przychody będą wyższe niż rządowy plan minimum.

A jakie są zagrożenia? Na razie wielkich nie widać. Może poza politycznymi. Zdaniem prof. Witolda Orłowskiego poprawiająca się sytuacja w gospodarce może skłonić pracowników prywatyzowanych firm do walki o podwyżki i profity. – Wtedy groźba protestu i płonących opon w Warszawie może w wyborczym roku ostudzić zapały resortu skarbu – uważa Orłowski.

Reklama