- Z całą odpowiedzialnością mogę w końcu powiedzieć, że chiński eksport przełamał długi okres słabości. To dla naszej gospodarki punkt zwrotny - powiedział Guohua Huang z chińskiego Głównego Urzędu Ceł. Eksport spadał przez 13 miesięcy z rzędu, ale w grudniu 2009 roku Pekin sprzedał za granicę aż o 17,7 proc. towarów więcej niż dwa lata wcześniej. Wartość ubiegłorocznego eksportu szacowana jest na poziomie 1,2 bln dol.

Reklama

Podane w niedzielę dane wprawiły Pekin w bardzo dobry nastrój. Nie dość, że mimo wyjątkowo niekorzystnej koniunktury wzrost gospodarczy może przekroczyć 8 proc. PKB (w UE będzie oscylował w granicach zaledwie 0,2 proc. PKB), Chiny stały się właśnie największym eksporterem na świecie. Państwo Środka wręcz znokautowało Niemcy, które do tej pory zajmowały miejsce na najwyższym stopniu podium - jak podaje tamtejsza Izba Gospodarcza całkowity eksport w ubiegłym roku był mniejszy od chińskiego o 400 mld dol. i wyniósł 816 mld dol. - Ostatnie chińskie dane mogą nas napawać optymizmem.

Bo jeśli gospodarka Państwa Środka znów zacznie się szybko rozwijać, pociągnie za sobą inne, które są od niej zależne - mówi nam Mui Pong Goh z brytyjskiego Chatham House. A wiele wskazuje na taki właśnie rozwój sytuacji. Pekin znów zaczął na potęgę sprowadzać węgiel, ropę, stal i rudę żelaza. Skok w imporcie w porównaniu grudnia 2009 roku do grudnia 2008 roku wynosi aż 55,9 proc. To z pewnością przełoży się na rynki Australii, USA czy Rosji. Jednak ekonomiści widzą też poważne zagrożenia w chińskiej ekspansji.

Podkreślają, że Państwo Środka utrzymuje eksport poprzez wpompowywanie w gospodarkę ogromnych ilości pieniędzy, dzięki czemu może zalewać zagraniczne rynki tanimi towarami. - Plany ochrony zachodnich gospodarek zakładały pobudzenie własnej konsumpcji. Na to rządy USA, Francji czy Niemiec wydały biliony dolarów i euro. Chodziło o to, by tamtejsze firmy wciąż miały zbyt na swoją produkcję. Jeśli rynki zaleją tanie chińskie towary, Pekin po prostu przejmie te pieniądze - komentuje Mui Pong Goh.

Reklama

Na dodatek Chiny wciąż skutecznie chronią swój rynek: zaniżają kurs juana, przez co importowane towary stają się automatycznie bardzo drogie i nie są w stanie przebić na tamtejszy rynek, który staje się coraz bardziej chłonny. Z opublikowanych wczoraj danych wynika, że średni roczny przychód na głowę mieszkańca Pekinu wyniósł w ubiegłym roku już 10 tys. dol. Dwa lata temu było to niewiele ponad 7 tys. dol.

Eksperci podkreślają, że zdobycie przez Chiny tytułu największego eksportera jest świadectwem rosnącej potęgi Azji, która już wywalczyła sobie mocny głos w światowej polityce, a niedługo może mieć głos decydujący. To zresztą nie pierwszy rekord, który udało się ustanowić Pekinowi i to mimo wciąż trwającej na świecie recesji. W ubiegłym roku Chiny odebrały prymat Stanom Zjednoczonym i stały się największym rynkiem motoryzacyjnym świata. Są na dobrej drodze, by gospodarczo pokonać Japonię i stać się drugą, po amerykańskiej, gospodarką świata. Na trzecim miejscu są od dwóch lat - wyprzedziły wówczas Niemcy.

Na dodatek z początkiem stycznia Chiny wraz z 10 państwami ASEAN (Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej) utworzyły strefę wolnego handlu, w założeniu konkurencję dla północnoamerykańskiej NAFTY i Unii Europejskiej. Istnieje bardzo duża szansa, że już wkrótce juan stanie się - obok dolara i euro - trzecią najważniejszą międzynarodową walutą.