"Polski system bankowy i kredytowy pozostał zasadniczo zdrowy. To przyczynia się do wzrostu konsumpcji. A także rozwoju całego dochodu narodowego. W tym roku przewidujemy, że zwiększy się on o przeszło 2 proc." - mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" Mark Allen, szef misji MFW w Polsce. Zdaniem ekonomisty prof. Jana Winieckiego polski wynik będzie jeszcze lepszy i przekroczy 3 proc.

Reklama

Polska liderem w Europie

O takim wzroście pozostałe kraje Unii, poza Słowacją, będą tylko mogły marzyć. To wciąż skutek czyszczenia rachunków po kryzysie finansowym, który dotknął resztę Europy mocniej niż nas. Hiszpania, Irlandia czy Grecja będą musiały gwałtownie ograniczyć wydatki państwa, aby powstrzymać narastający dług. Dlatego w tych krajach w 2010 r. recesja będzie nadal trwała. Niemiecki dochód narodowy ma się zwiększyć ledwie o 1,2 proc., brytyjski o 0,9 proc., a włoski o 0,7 proc. Dzięki temu nasz kraj będzie nadal odrabiał zapóźnienia w poziomie rozwoju, przekraczając w tym roku symboliczną granicę 60 proc. średniego dochodu na mieszkańca UE.

Zdaniem Marka Allena największym zagrożeniem dla polskiej gospodarki pozostaje jednak wysoki deficyt budżetowy. "Oczekujemy od rządu przedstawienia pakietu działań, które pozwolą na uzdrowienie finansów publicznych" - mówi szef misji MFW w Polsce.

Reklama

Rosnący deficyt budżetowy

Prognozy Komisji Europejskiej, tak pozytywne w kwestii wzrostu gospodarczego, potwierdzają obawy co do wysokości deficytu budżetu. W tym roku ma on wzrosnąć z 6,4 do 7,5 proc. PKB, a w 2011 roku osiągnąć nawet 7,6 proc. PKB. To oddala perspektywę przyjęcia przez Polski euro. Oznacza także gwałtowny wzrost długu publicznego. Zdaniem Komisji Europejskiej w tym roku skoczy on z 51,7 do 57 proc. PKB, a w 2011 r. do 61,3 proc.

>>>Czytaj dalej>>>

Reklama



Skąd w takim razie optymizm dotyczący wzrostu PKB? Rozwój gospodarczy naszego kraju ma napędzać eksport.

Po załamaniu w 2009 r. gospodarek Niemiec, Francji, Włoch i innych najważniejszych partnerów handlowych Polski teraz sytuacja stopniowo się poprawia. Dlatego zaczyna też rosnąć popyt na polskie towary na zachodnich rynkach. Ale zdaniem Brukseli poprawa będzie stopniowa. O ile w poprzednich latach nasz eksport rósł co roku o mniej więcej 10 proc., to w 2010 r. wzrost będzie znacznie skromniejszy - o 2,9 proc. Dopiero w 2011 r. firmy nastawione na eksport będą mogły odetchnąć. Wtedy sprzedaż naszych towarów za granicą zwiększy się według szacunków Komisji Europejskiej o 5,7 proc. "Podobnie jak w zeszłym roku Polska korzysta na utrzymaniu elastycznego kursu walutowego. Osłabienie złotego wobec euro spowodowało, że polskie towary są bardzo konkurencyjne na zagranicznych rynkach" - mówi Mark Allen.

Drugim silnikiem napędzającym wzrost będzie konsumpcja gospodarstw domowych. "Polacy nie dali się zwariować biadoleniem mediów i opozycji o kryzysie. Utrzymali większość wydatków, a rząd nie popełnił błędu i nie uruchomił w 2009 r. kosztownych pakietów stymulowania gospodarki Dlatego teraz ma większe pole manewru niż pozostałe kraje Europy. Podczas gdy Hiszpanie, Grecy czy nawet Niemcy muszą zacząć spłacać ogromne zadłużenie, Polacy mogą z tym poczekać" - wyjaśnia prof. Jan Winiecki.

Wciąż boimy się bezrobocia

Polacy pozostaną mimo wszystko w tym roku ostrożni w kwestii wydatków. Jednym z powodów jest obawa o utrzymanie miejsca pracy. Bezrobocie ma bowiem w tym roku zwiększyć się z 8,4 do 9,9 proc. osób w wieku produkcyjnym. Dlatego konsumpcja prywatna zwiększy się jedynie o 1,3 proc.

Ale na tle Europy to i tak całkiem niezły wynik. W Niemczech ten sam wskaźnik spadnie np. o 0,2 proc.