Ekonomiści chwalą pomysł reguły. Ale zwracają uwagę, że prawdziwym wyzwaniem jest redukacja deficytu i polityczna zgoda na uzdrowienie finansów publicznych. "Tak jak partiom udało się dogadać w sprawie wejścia do UE czy NATO, tak powinno to się stać w sprawie finansów publicznych" - mówi Marek Zuber, główny ekonomista Dexus Partners.

Sama reguła opisana przez wiceministra Koteckiego ogranicza jedynie wzrost wydatków i trzyma je na określonym poziomie. Ale by faktycznie i na trwale zredukować deficyt sektora finansów publicznych potrzebne są inne działania, które pozwolą zmniejszyć różnicę między dochodami a wydatkami o 4 - 5 proc. PKB.

"Na razie mamy coś w rodzaju życzenia, dobrego i ważnego by coś w tym obszarze zrobić. Ale żadnych propozycji. To trochę seminaryjny artykuł, a nie propozycja" - komentuje tekst Koteckiego prof. Stanisław Gomułka.

Sedno więc w tym, co uzgodnią między sobą minister finansów Jacek Rostowski, szef doradców premiera Michał Boni i sam premier Donald Tusk. Chodzi oczywiście filaną fazę prac nad Planem Konsolidacji i Rozwoju. Dokument ma zostać zaprezentowany w najbliższych tygodniach.

"Jak się uda ustabilizować finanse publiczne i odsztywnić wydatki, to wprowadzenie reguły nie będzie problemem. Czekamy co w tych pierwszych dwóch sprawach rząd zaproponuje, bo to są rzeczy politycznie najtrudniejsze do zrobienia" - mówi prof. Witold Orłowski z Pricewaterhouse Coopers.

Ale gdy już uda się uzdrowić złą sytuację finansów publicznych, reguła jest niezbędna, by nie wpaść w podobny stan znowu. Reguła proponowana przerz resort finansów ma być rodzajem bariery dla wydatkowych apetytów polityków. "Bez reguły fiskalnej, gdy osiągniemy już niezły stan finansów, trudno go utrzymać. Już mieliśmy takie przypadki" - uważa prof. Orłowski.

Gdyby udało się zapisać regułę w ustawie, byłaby to wielka zmiana w sposobie wydawania budżetowych pieniędzy. Tak zwana kotwica budżetowa Marka Belki była jedynie zasadą, według której konstruowano budżet. I która zresztą dosyć szybko została porzucona. Oczywiście wpisanie reguły do ustawy niczego nie gwarantuje, ale by od niej odejść trzeba mieć zgodę większości sejmowej i prezydenta.

Reguła, tak jak ją przedstawia wiceminister Kotecki, ma przewidywać, że wydatki budżetubędą oparte o średnią wzrostu gospodarczego z ostatnich kilku lat. To oznacza, że gdy wejdziemy w fazę wzrostu po latach recesji, wydatki będą mogły rosnąć minimalnie. Za to, gdy gospodarkę spotka słabszy okres, średnia z lat ożywienia gospodarczego spowoduje, że wzrost wydatków będzie osłabiać skutki ekonomicznego spowolnienia.













Reklama