"Wracamy na należne nam miejsce. Polska jest szóstym pod względem ludności krajem Unii i to całkiem naturalne, że zajmuje także szóstą pozycję, gdy idzie o dochód narodowy. To miejsce zajęliśmy na trwałe" - mówi DGP prof. Witold Orłowski, były doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego.

Reklama

W kończącym się właśnie roku, jak podaje Eurostat, dochód narodowy Polski przy uwzględnieniu tego, co rzeczywiście możemy kupić w naszym kraju za euro, wyniesie 535 mld euro. To wyraźnie więcej, niż w tym czasie wypracowała 17-milionowa Holandia (515 mld euro). Przed nami znalazły już tylko kraje tzw. wielkiej piątki, czyli państwa, których ludność jest wyraźnie większa, niż Polski: Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy i Hiszpania.

"Tak duży skok Polska zawdzięcza temu, że jako jedyny kraj UE zdołała utrzymać wzrost gospodarczy w okresie światowego kryzysu" - podkreśla Amelia Torres, rzeczniczka ds. Ekonomicznych Komisji Europejskiej. I rzeczywiście, o ile cała gospodarka Unii skurczy się w tym roku o 4,5 proc., to nasz kraj utrzyma wzrost na poziomie 1,2 proc. Tymczasem dochód narodowy Holandii także będzie w tym roku mniejszy o 4,5 proc., niż w 2008 roku. Jak podkreśla prof. Orłowski, od czasu upadku komunizmu w żadnym roku Polska nie zdołała tak znacząco zbliżyć się do poziomu rozwoju Unii, co teraz.

Jeszcze niedawno dochód naszego kraju przy uwzględnieniu mocy nabywczej walut narodowych był mniejszy niż Szwecji i Belgii. Teraz oba te kraje zdecydowanie wyprzedzamy. Gorzej sytuacja wygląda jednak, jeśli wziąć pod uwagę bieżące kursy walut. Tu w rankingu państw Unii Polska nie posunęła się do przodu. Bo choć nasza gospodarka w 2009 roku nadal się rozwijała, to jednocześnie osłabł kurs złotego wobec euro. Dlatego, o ile w 2008 dochód narodowy Polski w takim ujęciu wyniósł 362 mld euro, to już rok później 309 mld euro. A to zdecydowanie mniej, niż w tym samym czasie wypracowała Holandia (574 mld euro), a nawet Belgia (339 mld).

Reklama

czytaj dalej



Polska dość skutecznie nadrabia także dystans wobec "starej Unii" pod względem poziomu życia. W zeszłym roku, jak podaje Eurostat, dochód narodowy na mieszkańca w naszym kraju przy uwzględnieniu mocy nabywczej złotego osiągnął 56 proc. średniej UE. W tym roku wyniesie niemal 60 proc. Ponieważ w tym czasie załamały się gospodarki państw bałtyckich, po raz pierwszy od kilku lat udało nam się przegonić Łotwę i Litwę i niemal dogonić Węgry oraz Estonię. Wszystko dlatego, że litewski i łotewski dochód narodowy załamał się aż o 18 proc., estoński o 13 proc. a węgierski o 6,5 proc.

Reklama

Co ważniejsze, poziom życia w Polsce przekroczył połowę tego, jaki ma Francja. "To jakościowa zmiana w stosunku do punktu wyjścia, jakim był czas upadku komunizmu. Wtedy Polaków było stać na czterokrotnie mniej, niż Francuzów" - przypomina Nicolas Veron, główny ekonomista brukselskiego instytutu Breugla.

Zdaniem Witolda Orłowskiego, który właśnie opublikował książkę o relatywnym poziomie rozwoju Polski wobec Zachodu w ostatnich kilkuset latach, nigdy do tej pory nie dokonaliśmy w tak krótkim czasie tak znaczącego skoku w pogoni za zamożną Europą. Dzięki temu Polska jest dziś relatywnie bogatsza, niż w okresie międzywojennym. W 1929 roku poziom życia w naszym kraju wynosił np. 35 proc. tego, na co było stać przeciętnego Francuza.

Czy jednak w nadchodzących latach zdołamy utrzymać dotychczasowe tempo doganiania Zachodniej Europy ? Eurostat przewiduje co prawda, że w 2010 i 2011 roku Polska nadal będzie się rozwijała szybciej, niż kraje bogatej Unii, ale różnica będzie już dużo skromniejsza, niż teraz. Nasz dochód narodowy zwiększy się odpowiednio o 1,8 i 3,2 proc, a np. Francji o 1,2 i 1,5 proc.

"Do tej pory podstawowym atutem Polski były niższe koszty pracy przy stosunkowo wysoko wykwalifikowanej sile roboczej. Zachodnim firmom opłacało się przenosić do nas produkcję, bo pensje są nadal trzykrotnie niższe niż we Francji. Stopniowo ta przewaga konkurencyjna będzie jednak słabnąć" - ostrzega prof. Orłowski. Jego zdaniem jedynym wyjściem jest stopniowe postawienie na gospodarkę opartą na wiedzy. Chodzi o to, by polskie firmy starały się same wypracować najnowsze technologie, zamiast jedynie naśladować innych.