Co czeka złotego w tym roku

Chociaż tempo wzrostu PKB pewnie w tym roku nieco spowolni wobec 2017 r., to przewidywany wynik na poziomie ok. 4 proc. i tak będzie sprzyjał kupowaniu złotego. Podobnie jak bardziej zdrowa struktura wzrostu oparta już nie tylko o konsumpcję i eksport, ale także inwestycje. Tak przynajmniej zakłada część ekonomistów.

Inwestorom nie będzie też pewnie spędzała snu z powiek kondycja finansów publicznych. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych – jeśli nie dojdzie do jakiejś katastrofy gospodarczej – czwarty rok z rzędu pozostanie poniżej unijnych limitów, czyli 3 proc. PKB. To nie będzie szczególnie imponujący wynik, biorąc pod uwagę to, że kilka krajów UE będzie mogło się pochwalić nadwyżką, ale pozwoli nam pozostać poza ryzykiem związanym z objęciem procedurą nadmiernego deficytu.

Reklama

Do tego pozytywnie wyróżnia nas na tle unijnej wspólnoty relatywnie niski dług publiczny, który powinien kształtować się nieco powyżej 50 proc. PKB, podczas gdy średnia dla UE wynosi ponad 80 proc., a unijne reguły gry nakazują trzymać zadłużenie poniżej progu 60 proc.

Mamy też szansę, podobnie jak pod koniec 2017 r., być beneficjentem dobrego postrzegania wszystkich gospodarek wschodzących na świecie. To powinno sprzyjać wzrostowi apetytu na ryzyko i uzupełnianiu portfeli inwestycyjnych o naszą walutę.

Korzystne dla złotego powinny pozostawać czynniki fundamentalne, w tym dane makroekonomiczne z polskiej gospodarki, które coraz częściej powinny pobudzać spekulacje na temat możliwej podwyżki stóp procentowych przez RPP w drugiej połowie przyszłego roku. Jednocześnie czynnikiem powodującym wyższą zmienność w krótkim terminie może okazywać się polityka, a w szczególności ryzyko zaostrzenia się sporu na linii polski rząd – instytucje europejskie – przewidują analitycy Raiffeisen Banku. Ich zdaniem w I kw. 2018 r. kurs złotego wobec euro znajdzie się na poziomie 4,15. Z kolei eksperci Banku Pekao przewidują, że w ciągu roku umocnienie polskiej waluty może momentami sięgać 4,10 zł za euro. To znacznie bardziej optymistyczne prognozy niż założenia, które na potrzeby przyszłorocznej ustawy budżetowej poczynił minister finansów. Według MF, które przygotowywało projekt budżetu na przełomie sierpnia i września 2017 r., średni kurs EUR/PLN w tym roku miał się kształtować na poziomie 4,25.

Reklama

Ale inni eksperci radzą nie przekreślać do końca rządowych prognoz. Bo oprócz czynników krajowych są jeszcze te globalne i, co gorsza, mają one znacznie silniejsze oddziaływanie na kurs. Wystarczy wzrost napięcia na świecie, by zaczął się odwrót od walut rynków wschodzących, do których złoty nadal się zalicza.

Nie wiemy, czy nie pogorszą się relacje USA – Korea Północna, co dalej z ruchami separatystycznymi w Katalonii, jak się rozwinie sytuacja na Bliskim Wschodzie po trwających właśnie masowych protestach w Iranie. To wszystko czynniki ryzyka dla kursu złotego – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Oprócz tych politycznych jest jeszcze wiele gospodarczych, które mogą wpływać na kurs. Na przykład nadal nierozwiązana sprawa ryzyka bankowego w Chinach. Już na przełomie lat 2016 i 2017 niektóre instytucje (np. Bank Rozrachunków Międzynarodowych) sygnalizowały, że chińska akcja kredytowa jest nadmierna, a jakość portfela słaba. Do tego dochodzi polityka amerykańskiej Rezerwy Federalnej: w tym roku Fed ma kontynuować podwyższanie stóp. Wespół z uchwaloną właśnie reformą prawa podatkowego w USA powinno wspierać dolara, co nie jest dobrą wiadomością dla złotego. Tym bardziej że na Starym Kontynencie bardzo daleko do podwyżek stóp procentowych w Europejskim Banku Centralnym. EBC może co najwyżej stopniowo rezygnować z luzowania ilościowego polityki pieniężnej.

Taki scenariusz na pewno nie wspiera złotego. Dlatego niewykluczone, że trzeba będzie korygować prognozy, bo z jednej strony ryzyko na świecie jest duże, a z drugiej silne umocnienie złotego w ostatnich dniach ubiegłego roku sprawiło, że na dalszą aprecjację jest coraz mniej miejsca – ocenia Grzegorz Maliszewski.