Przychody 12 giełdowych banków z obsługi klientów indywidualnych wyniosły w 2013 r. prawie 25,8 mld zł – wynika z ich sprawozdań finansowych. Były zatem o 4,9 proc. wyższe niż rok wcześniej. Ale towarzyszył temu wzrost liczby klientów o 4,1 proc. Efekt? W okresie, gdy dużo mówiło się o podwyżkach cen usług bankowych, w przeliczeniu na klienta średnie przychody były tylko o 0,8 proc. wyższe niż rok wcześniej.
Nieco więcej, bo o 1,5 proc., urosła średnia wartość prowizji płaconych przez przeciętnego klienta banku. Ale równocześnie zysk instytucji finansowych z obsługi klientów detalicznych rósł wolniej niż liczba osób korzystających z usług banków, co oznacza, że dawaliśmy bankom w minionym roku nieco mniejszy zysk niż rok wcześniej.
O tym, że ceny usług finansowych są dość stabilne, przekonują również dane Eurostatu, unijnego biura statystycznego. Wynika z nich, że w 2013 r. średnioroczny wzrost cen w finansach wyniósł 0,6 proc. wobec 10,1 proc. rok wcześniej.
Na początku minionego roku banki obawiały się przede wszystkim zmniejszenia dochodów odsetkowych w wyniku obniżek stóp procentowych. Dlatego dużo mówiło się o konieczności szukania nowych źródeł dochodów, np. poprzez podwyżki cen. Okazało się jednak, że wynik odsetkowy spadł mniej, niż pierwotnie się obawiano. W dodatku część instytucji wykazała duże zyski na sprzedaży obligacji. W efekcie nie było potrzeby dokonywania dużych podwyżek w tabeli prowizji i opłat, a akcjonariusze mogą być zadowoleni z poziomu zysków – ocenia Kamil Stolarski, analityk sektora bankowego w Espirito Santo Investment Bank.
Reklama
Inną opinię ma Szymon Midera, wiceprezes Banku Pocztowego. – Obniżki stóp procentowych mocno zaciążyły na wynikach. Rentowność w przeliczeniu na klienta jest dużo niższa – mówi. To jednak dotyczy kredytobiorców. Banki posiadające duże portfele depozytów były w stanie rekompensować spadek przychodów odsetkowych, tnąc oprocentowanie depozytów. Było o to stosunkowo łatwo, bo w sektorze utrzymuje się nadpłynność i nie ma mowy o „wojnie odsetkowej”, jaka miała miejsce po wybuchu kryzysu finansowego.
Reklama
Mniejsze były nie tylko wpływy z odsetek. Instytucje finansowe straciły także część wpływów prowizyjnych – związanych z obsługą kart. Już w ubiegłym roku zmniejszyły się bowiem stawki interchange (do docelowego poziomu prowizje od kart spadną w połowie bieżącego roku). – To banki mogą skompensować nie tylko podwyżkami opłat, ale też wycofywaniem z oferty niektórych darmowych usług – zwraca uwagę Stolarski. Podkreśla przy tym, że ostatecznie spadek dochodów z kart nie był tak duży, jak obawiali się finansiści: stawki wprawdzie poszły w dół, ale klienci chętniej korzystali z plastikowego pieniądza.
Piotr Sadza, dyrektor w sektorze instytucji finansowych firmy doradczej Deloitte, przestrzega przed jednoznacznym wnioskowaniem, że przeciętny klient nie płaci więcej za usługi bankowe. – Wzrost liczby prowadzonych rachunków raportowany przez banki przewyższa tempo rozwoju bazy klientów. Wynika to z faktu, że proces otwarcia rachunku jest coraz szybszy i łatwiejszy z punktu widzenia klienta, przez co wielu z nich decyduje się dzielić swoje finanse pomiędzy różne banki. Wcale nie powoduje to jednak, że w ostatecznym rozrachunku płacą mniej. Innym problemem jest rzeczywista aktywność klientów, gdyż część rachunków może być w praktyce bardzo rzadko wykorzystywana – wskazuje Piotr Sadza.
Ekspert podkreśla, że instytucje finansowe potrafią zwiększać ceny w sposób, którego klienci nie odczuwają jako szczególnie bolesny. – Jeśli bank podwyższa mi prowizję, którą płacę np. raz w roku, to nie przejmuję się tym tak jak wtedy, gdy podwyżka dotyczy np. comiesięcznej opłaty za prowadzenie konta – tłumaczy Sadza.
ZOBACZ INFOGRAFIKĘ - NAJEDŹ I KLIKNIJ, ABY POWIĘKSZYĆ
Dziennik Gazeta Prawna