Zagranica może wykorzystać mniejszą płynność rynku. Pewnie jak wrócimy w poniedziałek do pracy, to i kurs walutowy, i wyceny obligacji będą trochę przypadkowe. Niestety w takich dniach interesy poszczególnych graczy decydują o tym, w którą stronę idzie rynek. Choć w dłuższym terminie rentowności powinny się obniżać – mówi Arkadiusz Urbański, analityk Pekao SA.
Skąd ten optymizm? Jest kilka powodów. Pierwszy to niewielka podaż nowych papierów skarbowych, jaką na maj zaplanowało Ministerstwo Finansów. Z planu w ogóle wypadły bony skarbowe. Dla rynku to sygnał, że sytuacja płynnościowa budżetu jest na tyle dobra, że MF nie musi w ten sposób pozyskiwać gotówki. Zresztą sam resort oświadczył, że ma na kontach bankowych ok. 30 mld zł. Obligacje ministerstwo zamierza sprzedawać w pierwszej połowie maja. Podaż ma wynosić od 4 do 8 mld zł. W kwietniu MF na rynek rzuciło papiery za ponad 9 mld zł.
Zmniejszenie podaży nie jest zaskoczeniem. Analitycy zwracają uwagę, że MF do perfekcji opanowało zarządzanie oczekiwaniami inwestorów. Od kilku tygodni regularnie dostają oni informacje o coraz większym stopniu zaspokojenia tegorocznych potrzeb pożyczkowych. Po kwietniu resort sfinansował je już w 65 proc. A skoro tak, to nie ma co spodziewać się zalewu rynku obligacjami.
Reklama
Są też fundamentalne powody, dla których polski dług powinien być w cenie. Przede wszystkim tempo polskiej konsolidacji fiskalnej. W 2011 r. rządowi udało się zmniejszyć deficyt o 2,7 pkt proc. PKB. W tym roku ma spaść o kolejne 2,2 pkt proc. PKB. Na dodatek w tym roku relacja długu publicznego do PKB ma być niższa niż w poprzednim – co ma być początkiem dłuższego trendu spadkowego. Inwestycje w polskie obligacje są stosunkowo bezpieczne, bo nie ma ryzyka np. obniżenia ratingu – jak to miało miejsce w przypadku Hiszpanii, gdzie w ostatni piątek Standard & Poor’s obniżyła ocenę o dwa poziomy.
Reklama
Poza tym spadają rentowności niemieckich obligacji, które dla naszych są punktem odniesienia. Skoro więc w Polsce nic złego się nie dzieje, to ten spread nie powinien się rozszerzać i rentowności długoterminowych polskich papierów też powinny spadać – mówi Arkadiusz Urbański. Jego zdaniem jest duża szansa, że gdy rynek wróci do zwykłego rytmu, rentowności pięcioletnich papierów powinny zbliżyć się do marcowych, rekordowo niskich poziomów – 4,75 proc. Podobnie z papierami 10-letnimi – pułap 5,30 proc. z marca też jest w zasięgu. Zagadka to zachowanie obligacji dwuletnich. W tym przypadku dużo zależeć będzie od tego, czy za tydzień RPP podwyższy stopy procentowe.
Agnieszka Decewicz z BZ WBK nie wierzy w przełamanie poziomów z marca. Bo oprócz decyzji RPP jest jeszcze kilka innych czynników ryzyka, głównie międzynarodowych – m.in. wybory we Francji i Grecji. Ich wynik może mieć wpływ na notowania na rynkach europejskich, a te – pośrednio – na nastroje w Polsce. To tym bardziej prawdopodobne, że zaangażowanie inwestorów zagranicznych w polski rynek długu jest bardzo wysokie. Na koniec marca mieli oni w portfelach papiery o wartości prawie 170 mld zł.
Tylko rozwianie wszystkich niepewności co do rozwoju sytuacji w strefie euro może dać impuls do spadku rentowności poniżej poziomów z marca. Na razie będzie to silny punkt wsparcia. Nie można wykluczyć, że gdy rentowności spadną, część inwestorów zechce zrealizować zysk i trend spadkowy zostanie wyhamowany – mówi Agnieszka Decewicz.