Irlandia zaciska pasa, aby otrzymać od UE i MFW pomoc finansową. Wczoraj premier Brian Cowen przedstawił czteroletni plan oszczędnościowy, który zakłada redukcję wydatków państwa o 10 mld euro i podwyższenie podatków o 5 mld euro. W ten sposób deficyt budżetowy kraju ma zostać ograniczony aż o 11 pkt proc.
Największe cięcia zostaną wprowadzone już w przyszłym roku.
● Rząd zapowiedział obniżenie pensji minimalnej z 8,65 do 7,65 euro/godz. oraz redukcję świadczeń dla osób, które długo pozostają bez pracy (łącznie wydatki socjalne zostaną zmniejszone o 2,8 mld euro).
● Po raz pierwszy Irlandczycy będą płacić podatki od nieruchomości – w ciągu czterech lat skarb państwa zyska na tym 530 mln euro.
Reklama
● Z kolei podatki od dochodów osobistych obejmą osoby zarabiające przynajmniej 15,3 tys. euro rocznie, a nie jak do tej pory 18,3 tys. euro. Dzięki temu odsetek zwolnionych z PIT zmniejszy się z 45 do 35 proc. mieszkańców, a dochody budżetowe wzrosną o 1,9 mld euro.
Reklama
● Podatek VAT wzrośnie z 21 do 22 proc. w 2013 r. i 23 proc. w 2014 r. Łącznie przez cztery lata każdy Irlandczyk w postaci wyższych podatków i cięć w wydatkach socjalnych zapłaci 3,7 tys. euro.
● Cowen zapowiedział utrzymanie bardzo niskiego (12,5 proc.) podatku od zysków przedsiębiorstw, który nie podoba się kilku krajom strefy euro. Zdaniem premiera to „klucz do dynamicznego wzrostu gospodarczego kraju w przyszłości”.



Radykalny plan oszczędnościowo był warunkiem wypłaty przez Brukselę ok. 85 mld euro pomocy. Miał także uspokoić rynki finansowe. To się nie udało. Przeciwnie: oprocentowanie irlandzkich obligacji skoczyło wczoraj aż o 30 pkt bazowych do 8,95 proc. To znak, że inwestorzy wciąż obawiają się bankructwa Zielonej Wyspy.
Irlandia miała wczoraj pecha: w dniu ogłoszenia oszczędności Standard & Poor’s obniżył jej rating aż o dwa szczeble z A do AA- i zapowiedział jego dalszą rewizję w dół, o ile kraj nie będzie na czas wprowadzał oszczędności.
Rynek finansowy najbardziej zaniepokoiła jednak zapowiedź Angeli Merkel, że już w przyszłym roku inwestorzy kupujący obligacje powinni podpisywać klauzulę, zgodnie z którą poniosą część kosztów ewentualnego bankructwa krajów strefy euro. To odstręcza od zakupu bonów skarbowych krajów postrzeganych jako niepewne: nie tylko Irlandii, lecz także Portugalii i Hiszpanii. Do tej pory niemiecka kanclerz chciała, aby taki przepis obowiązywał dopiero od 2013 r. wraz z wprowadzeniem stałego unijnego mechanizmu stabilizacji finansowej.
"Nie rozumiem, w co ona gra. Wznieciła ogień, który już dociera do lasu" - mówi o planach Merkel główny ekonomista domu maklerskiego Bloxham w Dublinie Alan McQuaid. Zdaniem Simona Tilforda, głównego ekonomisty londyńskiego Center for European Reform, Merkel nie spodziewała się tak negatywnej reakcji rynków na jej propozycję i teraz chce skrócić okres niepewności, zanim nowa klauzula wejdzie w życie.
"Sam pomysł jest dobry, ale sposób realizacji fatalny. Powinien zostać wprowadzony albo w chwili powstawania strefy euro, albo w ramach głębokiej reformy strukturalnej unii walutowej" - mówi „DGP”. Jednak jego zdaniem na grudniowym szczycie w Brukseli Merkel przekona do tego inne kraje, bo to od niej zależy ratunek finansowy dla kolejnych krajów południa Europy.
Sami Niemcy tymczasem konsekwentnie uzdrawiają budżet. Wczoraj rząd zapowiedział ograniczenia deficytu w 2011 r. do 48 mld euro, przede wszystkim dzięki większemu od spodziewanego wzrostowi gospodarczemu. Wcześniej spodziewano się, że dziura wyniesie 80 mld euro. W tym roku PKB ma się zwiększyć o 3,7 proc. zaś w 2011 r. – o 2,2 proc.
Kłopoty z wdrożeniem planów oszczędnościowych ma natomiast Portugalia. Wczoraj po raz pierwszy od przeszło 20 lat kraj został sparaliżowany przez strajk generalny: stanął transport publiczny, nie działały szkoły, banki i przychodnie.